Finanse miasta
Gnieźnianie podratują budżet miasta wyższym podatkiem
Wbrew apelom przedsiębiorców i głosów niezadowolenia samych mieszkańców, radni przychylili się większością głosów do prośby prezydenta miasta i zgodzili się na podwyższenie podatku od nieruchomości o 15%. Ze słów części radnych można wywnioskować, że w obliczu kiepskiej sytuacji finansów miasta, ci mieli „przyłożony nóż do gardła” i musieli zagłosować za podwyżką, bo nie było żadnej innej alternatywy. Opozycja grzmiała i apelowała na przemian, żeby dramatycznie potrzebne 5 mln złotych poszukać w wydatkach samego miasta, a nie w kieszeniach jego mieszkańców. Jak wylicza skarbnik miasta, główny ciężar wyższej daniny dźwigać będą przedsiębiorcy.
O kiepskiej sytuacji finansowej miasta, skarbnik Maciej Jankowski alarmował wielokrotnie. Choćby w maju br. na Komisji Rewizyjnej przekazał radnym, że jeszcze w tym roku będzie on musiał znaleźć z prezydentem jakieś rozwiązania. Złowrogo brzmiały uwagi Regionalnej Izby Obrachunkowej w Poznaniu, która sprawdziła sprawozdanie budżetu miasta za rok 2023 i wysunęła dwa zagrożenia dla Gniezna i jego finansów. Po pierwsze – miasto ma wyższe wydatki bieżące niż dochody bieżące. – „Co do zasady, nie wolno nam tego robić, ale po pandemii rozluźniono nieco te zasady, ale tylko do 2026 roku. Zatem tylko przyszły rok będzie rokiem, kiedy będziemy mogli w ten sposób zaplanować budżet” – mówił wówczas skarbnik miasta i dodał, że to dla finansów poważne wyzwanie. RIO zwróciła uwagę miastu na „realne planowanie dochodów”. Co to oznacza? – „W naszym przypadku to są dochody z majątku, po to, by zbilansować budżet. Dochody te planujemy dosyć wysokie, a już drugi rok z rzędu nie udaje nam się ich realizować” – nie ukrywał przed radnymi Maciej Jankowski. Teraz znamy już plan ratowania budżetu miasta. To sięgnięcie do kieszeni obywateli w postaci podwyższenia podatku od nieruchomości. Jak na ostatniej sesji Rady Miasta wyliczał skarbnik, podwyżka daniny o 15% pozwoli „dolać” do budżetu miasta 5 mln złotych, ale przy stuprocentowej ich ściągalności. Większość tej sumy wniosą podatkiem przedsiębiorcy. Jak wylicza Maciej Jankowski – wpłacą oni 3,9 mln złotych. Jak może finansowo wyglądać dla nich podwyżka roczna? Skarbnik przedstawił to radnym. Dla średniego marketu o powierzchni 1116 m2 to kwota 5204,48 zł. Dla małego osiedlowego sklepu o pow. 100 m2 to dodatkowe 412 złotych. Jak jednocześnie przyznał skarbnik – miasto nie ma szczelnego systemu ściągania podatków. 7 podmiotów jest mu zaległe 1,6 mln złotych. – Są to wirtualne zaległości, nieściągalne – tłumaczy M. Jankowski. Jednym z takich podmiotów jest nieistniejąca już Polania. Jak tłumaczył skarbnik – miasto ma dwa sposoby na szukanie dochodów: sprzedaż mienia lub podniesienie podatków. Mienie się nie sprzedaje, bo sytuacja gospodarcza miasta jest zła. Pozostała więc ta druga opcja.
Ale opozycję w radzie te dwie, wskazane przez skarbnika drogi, nie interesują. Radni ci wskazali, by wybrać trzecią drogę, czyli szukanie oszczędności w wydatkach miasta. – To zły sygnał, który wyjdzie z tej sali – przestrzegał przed głosowaniem za podwyżką radny Arkadiusz Masłowski. Zauważył on, że mieszkańcy i przedsiębiorcy są już dziś „przygnieceni” wysokimi rachunkami, a teraz dołoży się do tego samo miasto. Wysoki podatek to też, w jego ocenie, fatalny sygnał dla inwestorów. – Syte koty, które nie mają dość – rzucił hasło, które w jego ocenie może wybrzmieć w ustach gnieźnian na myśl o tutejszych politykach. – Sygnał idzie ostry! – wtórowała radnemu Natasza Szalaty. Pytała ona władze miasta, czy wiedzą ile firm w Gnieźnie upadło. Zwróciła uwagę na ulicę Warszawską, której lokale handlowe pustoszeją. W jej ocenie, podwyżka podatku nie odwróci tego trendu, a władze powinny wziąć się za naprawę finansów miasta, a nie kierowanie się po pomoc do obywateli. W imieniu radnych koalicyjnych głos zabrał Tomasz Dzionek. Przyznał on, że sytuacja jest trudna, ale zwrócił uwagę, że z takimi problemami borykają się też inne samorządy. – Od roku rządzi w Polsce nowa koalicja i słyszymy tylko obietnice – nie krył rozgoryczenia. Radny poinformował, że jego klub zagłosuje za podwyżką, bo taka jest racja chwili, ale ze swoimi radnymi chcą spotkać się z prezydentem Powałowskim, by wypracować sposoby na wyjście z kryzysowego budżetu miasta.
– Miasto chce naszego dobra, a my mamy go coraz mniej – komentował gorzko Robert Gaweł. Skrytykował on ostatnie 30 lat w polskiej polityce, które miały doprowadzić do takich sytuacji, w jakiej znaleźli się dziś radni w Gnieźnie. Jak wyliczył, sam płaci podatku coraz więcej: 240, 321, a teraz będzie płacił 369 złotych. – Step by step – rozłożył ręce i zaapelował, by na budżet spojrzeć po gospodarsku i ciąć wydatki. W końcu głos zabrał sam wnioskodawca – prezydent Michał Powałowski. Przyznał, że decyzja od podwyżce jest trudna, ale konieczna. W jego ocenie, nie ma co patrzeć na obiecywane dotacje i subwencje, bo to łaska każdego z rządów. Prezydent dodał, że sytuacja budżetu Gniezna to nie wina samego miasta, ale działań każdego z rządów. Wymienił tu nie tylko drożyznę, ale i sytuację pandemiczną i inflację. Jak powiedział, dawne 100 złotych nie jest warte tyle co teraz. M. Powałowski zauważył, że proponowana stawka podatku to jeszcze nie maksimum ustawowe, a Leszno i Konin mają jeszcze wyższe stawki. Prezydent odniósł się też do „wirtualnej” sprzedaży majątku. Władza co roku konstruując budżet wpisuje sobie już do niego potencjalne zyski ze sprzedaży mienia. A ta w Gnieźnie od dwóch lat nie idzie. W tym roku miało to być 20 mln złotych do kasy miasta, a może będą 4. I robi się dziura. Jak stwierdził na koniec radny Paweł Kamiński, ta podwyżka nie jest – w jego ocenie – ostatnią. Przewiduje, że za rok ponownie prezydent poprosi radnych, by zgodzili się znów sięgnąć głębiej do kieszeni podatników. Ostatecznie, radni większością głosów (14 za, 7 przeciw) zgodzili się na podwyższenie podatku.