Rozmowa „Przemian”
„Człowiek jest dla mnie wartością najważniejszą”

Tytuł „Gnieźnianina Roku” to zaszczytne wyróżnienie przyznawane osobom, które w sposób szczególny angażują się w pracę na rzecz rozwoju miasta i lokalnej społeczności. Z Barbarą Borowską, Prezesem Zarządu Banku Spółdzielczego – Gnieźnianinem Roku 2024 – rozmawia Kinga Strzelec.
Z sektorem bankowości spółdzielczej jest Pani związana od dawna. Zwykle początki nie przesądzają jeszcze, jak rozwinie się dalsza kariera zawodowa. Często trudno odpowiedzieć na pytanie, czy to właściwy obszar zainteresowania lub dziedzina, dla której chcemy „spalać się” zawodowo. Czy zawsze miała Pani poczucie bycia we właściwym miejscu?
– To prawda, że mój życiorys zawodowy zdominowała dziedzina bankowości, z którą jestem związana od 1988 roku. Podjęcie pracy w tym sektorze było raczej dziełem przypadku, niż świadomej i rozmyślnej decyzji. Co prawda moje wykształcenie zawsze pociągało mnie w stronę cyfr i ekonomicznych analiz, to jednak udział w konkursie na wolne stanowisko w Banku Spółdzielczym w Czerniejewie wynikał z pobudek innej natury niż czysto zawodowe. Bardzo szybko przekonałam się jednak, że nie był to przypadek. To intuicja i wewnętrzne pragnienie, którego wówczas nie potrafiłam jeszcze rozpoznać, wprowadziły mnie na ścieżkę zawodową, która notabene stała się moją życiową pasją. W będącym wówczas samodzielnym Banku Spółdzielczym w Czerniejewie, stawiałam pierwsze kroki „przy ladzie” pracując z klientami, aby z czasem zdobyć doświadczenie na niemalże wszystkich stanowiskach sprzedażowych. Wówczas praca z klientem i bankowa księgowość stanowiły dla mnie ciekawe wyzwania, ale szybko okazało się, że te najbardziej wymagające i zarazem inspirujące, są jeszcze przede mną. W 1996 wskutek przyłączenia ówczesnego BS w Czerniejewie do Banku Spółdzielczego w Gnieźnie, dołączyłam do zespołu pracowników w centrali, obejmując stanowisko analiz ekonomicznych. To był zupełnie nowy etap zawodowej ścieżki i inna optyka postrzegania bankowości spółdzielczej, choć prawdziwa ewolucja to okres kilkunastu kolejnych lat. W codziennej pracy hartowałam się w zmienności i niepewności, mając świadomość, że tylko zdolność do szybkiej adaptacji w nowych warunkach, pozwoli utrzymać stabilizacją, a z czasem sukcesywny rozwój banku. W 2002 roku rozpoczął się dla mnie kolejny, znacznie bardziej wymagający, etap zawodowej drogi. Zostałam bowiem powołana do Zarządu jako zastępca ówczesnego Prezesa. Wydawało się, że to apogeum mojej kariery zawodowej w banku, gdyż w moim odczuciu było to szczególne docenienie mojej wiedzy i doświadczenia. Okazało się jednak, że to połowa drogi do pełni sukcesu, gdyż w styczniu 2017 roku powierzono mi pełnienie obowiązków Prezesa Zarządu, abym po uzyskaniu zgody Komisji Nadzoru Finansowego w czerwcu tego samego roku, mogła kontynuować w pełni swoją prezesurę. Na pytanie, czy zawsze miałam poczucie bycia we właściwym miejscu, odpowiadam twierdząco, aczkolwiek na początku było to bardziej intuicyjne, w sferze wizji i oczekiwań, a dziś mogę stwierdzić jednoznacznie, że cały swój dobrostan zawodowy ulokowałam w najbardziej odpowiednim miejscu, a miejsce to odwdzięczyło się z nawiązką, nawet w tych sferach, w których się nie spodziewałam.
Wspomniany przez Panią okres można by metaforycznie zobrazować za pomocą drabiny, po której wspominamy się w górę, pokonując wszystkie szczeble, ale na końcu odstawiamy ją, aby pozostać tam gdzie jesteśmy i nie schodzić nigdy w dół. A jak Pani podsumuje ten miniony czas?
– Dla mnie to przede wszystkim czas optymalnie zagospodarowany, owocny i pouczający. Od początku swojej drogi zawodowej, byłam świadoma charakteru pracy w bankowości, dużej odpowiedzialności, ponadprzeciętnego zaangażowania oraz pracy pod presją czasu i różnych czynników stresogennych. Uprzednio warto zaznaczyć, że był to okres niezwykle dynamiczny i wymagający dla całej bankowości spółdzielczej, a dla niektórych banków, niestety nieudana próba przetrwania w nowych warunkach gospodarczo-rynkowych. Nie wchodząc w szczegóły ówczesnej koniunktury i sytuacji sektora bankowego, dziś z nieskrywanym zadowoleniem stwierdzam, że to co było wówczas nowe, trudne, a niekiedy wręcz paraliżujące, z czasem okazało się nieprzebranym źródłem doświadczenia i wiedzy, będąc najlepszym studium nowej bankowości oraz hartowania odwagi i otwartości na zmiany, do których banki spółdzielcze musiały przywyknąć. Elastyczne podejście do zmiennego otoczenia i zdolność szybkiej adaptacji do nowych warunków, dały mi impuls do roztaczania ciągle nowych wizji i odkrywania, właściwych danym warunkom, kierunków przemian w sektorze. Nie sposób odnieść się do wszystkich aspektów minionego czasu, które wpłynęły na mój rozwój zawodowy i zaznaczały progres dla banku. Wymowne zdaje się być jednak choćby to, że gdy rozpoczęłam swoją pracę w Zarządzie w 2002 roku, Bank Spółdzielczy w Gnieźnie posiadał niespełna 200 milionów sumy bilansowej, a dziś może poszczycić się sumą przekraczającą miliard złotych. Bank w tym czasie zdał pozytywnie egzaminy z odporności na kryzysowe sytuacje, choćby związane z kryzysem finansowym czy niedawną pandemią, z powodzeniem wdrożył szereg innowacji i znacząco umocnił swoją pozycję. Być może zabrzmi to nieskromnie, ale myślę, że w budowanym przez lata potencjale i marce banku, są również drobne cegiełki, które starałam się dokładać osobiście, szczególnie w okresie zarządzania bankiem, gdy miałam nie tylko wizje, ale także realny wpływ na decyzje i podejmowane działania. Nie byłoby to jednak możliwe bez udziału osób, które ze mną współpracują – członków zarządu, kadry menadżerskiej i wszystkich pracowników. Bez wsparcia tych osób nie byłby możliwy tak imponujący progres. Osoba sternika jest niezwykle ważna, aby nadać odpowiedni kurs i mobilizować załogę, ale jeszcze ważniejsze jest, aby wszyscy pozostali mieli wolę podążać w wyznaczonym kierunku, dostrzegali wspólne cele, inspirowali się nawzajem i mieli to samo poczucie współodpowiedzialności oraz troski o dobro banku.
Zapytałam o tę drogę, która doprowadziła Panią do objęcia stanowiska Prezesa Zarządu nieprzypadkowo. Pani historia jest dowodem na to, że dzięki ciężkiej pracy, wytrwałości i determinacji można dużo osiągnąć. To nie była bowiem kwestia znajomości lub politycznych preferencji – jak niekiedy się tłumaczy wysokie awanse zawodowe. I to jest właśnie niezwykłe, że jest Pani kobietą na bardzo wysokim stanowisku. Gdyby bowiem spojrzeć na lokalne środowiska, a nawet dalej, z perspektywy kraju, to nie można oprzeć się wrażeniu, że nadal dominuje przekonanie o rezerwowaniu wysokich stanowisk dla mężczyzn. Czy Pani również zauważa ten trend, choćby stykając się z nim podczas różnych spotkań i w różnych gremiach?
– Rzeczywiście, gdy obserwuję środowisko choćby gnieźnieńskiego powiatu, to zderzam się z „męskim światem”. Oczywiście, kobiety też są w nim obecne, gdyż nie mówimy o zjawisku dyskryminacji, a jedynie o pewnych trendach zakotwiczonych w mentalnych stereotypach. Toteż, gdyby czterdzieści lat temu, ktoś powiedział mi, że znajdę się na tym poziomie kariery, na którym dziś jestem, zapewne pod wpływem tych stereotypów uznałabym to za nierealny scenariusz. Niestety, tak jak Pani wspomniała, również ulegałam wrażeniu, że do wyższych stanowisk czy społecznego prestiżu, dochodzi się bardziej znajomościami, nie wykluczając niekiedy splotu korzystnych okoliczności. Okazuje się, że jest to błędne przekonanie, a co najmniej uproszczone myślenie. Można bowiem wypracować swoją pozycję poprzez silną potrzebę rozwoju, determinację, a także odrzucenie obaw i odważne mierzenie się z wyzwaniami, które pojawiają się na naszej drodze. Sukces to nie tylko bowiem osiągnięcia mierzone trafnymi decyzjami i spektakularnymi działaniami, ale także wyczucie pojawiających się szans, które mogą wydawać się niemożliwe do podjęcia, a z drugiej strony mogą być dane tylko raz w życiu. Mówiąc nieco kolokwialnie, tylko niektórym ludziom „spada coś z nieba”, a pozostali muszą na to ciężko zapracować. Historia mojej kariery zawodowej jest potwierdzeniem, że wytężona praca, nieustanne podnoszenie swojej wiedzy, otwartość na zmiany i innowacje, zawsze zaowocuje, jeśli nie konkretnym awansem to na pewno satysfakcją z wykonywanej pracy. W moim przypadku model zarządzania bankiem w dużej mierze oparty był na kobiecych cechach. Mimo różnych nawyków myślowych, z czasem coraz mocniej ufałam kobiecej intuicji, przenikliwości i wrażliwości, aż w końcu uznałam, iż w kobiecej naturze nie ma słabości, jeśli zachce ona odkryć drzemiący w niej potencjał i siłę. A wracając do „męskiego świata”, to nieocenione wsparcie i motywacja ze strony mojego męża przełamuje stereotyp płci w pytanej kwestii. Mój mąż umacniał mnie w trudnych chwilach, mobilizował w zniechęceniu, a w okresach wytężonej aktywności wykazywał się dużą wyrozumiałością, nie zważając na to, czy w efekcie awansuję na wyższe stanowiska niż on zdołał osiągnąć. Wiem, że moje osiągnięcia zawodowe to pośrednio także wkład mojego męża i pozostałej mojej rodziny, która wierząc we mnie, była zawsze dla mnie motorem napędowym do działania i rozwoju.
A teraz może kilka zdań na temat miejsca, w którym odnalazła Pani źródło spełnienia swoich zawodowych aspiracji. Co wyróżnia Bank Spółdzielczy w Gnieźnie na tle innych instytucji finansowych?
– Warte uwagi jest przede wszystkim to, że jesteśmy jedyną instytucją finansową ze stuprocentowym kapitałem polskim. Procesy globalizacji i wbudowana w nie zmiana mentalna, sprawia, że jest to atut mało dziś zauważany, a nawet zapomniany. Tymczasem rodzimy kapitał i polskie tradycje, których pierwiastki wpisane są niejako w DNA bankowości spółdzielczej, są rękojmią instytucji godnych zaufania, dobrze rozeznających potrzeby lokalnych społeczności oraz bezpieczeństwa opartego na ulokowaniu ośrodka zarządzania w znanych nam polskich warunkach i blisko odbiorców usług bankowych. Jesteśmy suwerenni w działaniu i decyzyjności, a to zapewnia elastyczność i otwartość na zmieniające się potrzeby klientów. Uważam, że bank spółdzielczy potrafi doskonale łączyć „stare” i „nowe”, aby działać w sposób bardziej uniwersalny, rozwojowy i elastyczny. Wyróżnia się on także jako pracodawca, tworząc przyjazne środowisko pracy, bez wpływów politycznych i odgórnych nacisków, w którym pracują ludzie dobierani wyłącznie pod względem kryterium wiedzy, doświadczenia i kultury etycznej. Pracownicy banku to nie zlepek indywidualistów czy tzw. karierowiczów, lecz współdziałający ze sobą zespół, który na zróżnicowaniu charakterów, predyspozycji i wiedzy znakomicie uzupełnia się w osiąganiu wspólnych celów. Co istotne, wielu pracowników rekrutuje się z lokalnych środowisk, a więc doskonale znają oni potrzeby i oczekiwania mieszkańców danych miejscowości lub miast. Można powiedzieć, że niejako już na starcie tworzą oni partnerską więź z klientami. Oczywiście, można by na zażyłości międzyludzkie w pracy bankowej spojrzeć także z perspektywy pewnych zagrożeń i wypaczeń, ale nasz bank, jak każda instytucja finansowa, ma obowiązek monitorować te obszary i ograniczać potencjalne ryzyko konfliktów interesów. Bank posiada takie mechanizmy kontrolne, a przede wszystkim dba, aby lokalność w żaden sposób nie osłabiała profesjonalizmu i obiektywizmu w obsłudze klientów, a każdy pracownik przestrzegał zasad etyki i dobrych praktyk we wszystkich interakcjach, w jakie wchodzi podczas swojej codziennej pracy w banku. Warto również zaznaczyć, że struktura organizacyjna banku spółdzielczego jest bardzo przejrzysta i dostosowana do konkretnych potrzeb. Nie stosujemy uniwersalnych modeli i książkowych sposobów sterowania bankiem, gdyż naszym założeniem jest, aby organizacja przede wszystkim zapewniała klientom łatwy dostęp i nieskomplikowane procedury w załatwieniu różnych spraw, poprzez ogniwa pośredniczące pomiędzy nimi a zarządem banku. Kadra menedżerska została wyposażona w określone kompetencje, aby decyzje mogły być podejmowane na poziomie obsługi klientów bez zbędnej zwłoki i z uwzględnieniem indywidualnych oczekiwań klientów. Niemniej zarząd w miarę możliwości czasowych jest otwarty na bezpośrednie kontakty z klientami, których problemy trudno rozstrzygnąć na poziomie danego oddziału banku. I pozostaje jeszcze kwestia najważniejsza – oferta produktowa, która zawsze jest „szyta” na miarę klienta. Jest ona zróżnicowana i dedykowana, zarówno osobom o tradycyjnym nastawieniu do obsługi bankowej i przyzwyczajonych do klasycznych usług, jak również pokoleniom otwartym na innowacje, które preferują nowoczesne rozwiązania, w tym produkty elektroniczne i bankowość mobilną. Oczywiście, w banku spółdzielczym obowiązują wypracowane szablony produktów, które są konieczne, aby zapewnić przejrzystą i pełną informację o aktualnych ofertach. Wszakże nie oznacza, to że nie ma miejsca na elastyczność i indywidualne podejście do klienta. Godne uwagi jest to, że nasz bank jest statutowo i kapitałowo przysposobiony do świadczenie usług na terenie całego kraju, ale lokalność jest wpisana w naszą misję od lat i stanowi zbyt silne przywiązanie, aby z niej rezygnować. Jest to poniekąd z korzyścią dla środowisk, w których działamy, gdyż w nich alokujemy nasze zyski, zarówno w sposób bezpośredni, jak i pośredni. W pierwszym przypadku, mam szczególnie na myśli wszelkie działania dobroczynne oraz aktywne włączanie się w różne inicjatywy, akcje charytatywne oraz lokalne wydarzenia. Często przyjmujemy rolę sponsora lub darczyńcy, wspierając potrzeby różnych organizacji, instytucji lub osób potrzebujących. Bank ochoczo angażuje się także jako animator różnych inicjatyw, choćby na rzecz bezpieczeństwa lokalnego czy rozwoju dobrostanu dzieci i młodzieży. Można oczywiście zadać pytanie, czy bank wykorzystał już swój potencjał wystarczająco? Odpowiedź będzie jednak niezmienna – bank w Gnieźnie był, jest i pozostanie dla kolejnych pokoleń, a to oznacza, że nie stawiamy żadnych granic dla swojej aktywności i rozwoju, gdyż ciągle są przed nami nowe wyzwania.
To co na pewno wyróżnia Bank Spółdzielczy w Gnieźnie, to jest właśnie wspomniana lokalność i ogromne zaangażowanie w działalność na rzecz człowieka. Które projekty lub inicjatywy banku miały największy wpływ na społeczność powiatu gnieźnieńskiego?
– Wydaje mi się, że w kontekście wrażliwości serca, prym należy nadać tym inicjatywom, które wspierają osoby poszkodowane wskutek różnorakich zdarzeń losowych i potrzebujące wsparcia w sytuacjach życiowych, w których nie są w stanie poradzić sobie w pojedynkę. Sposoby na to są rozmaite, z których nasz bank często korzysta, poprzez różne działania i udział w akcjach charytatywnych. Ważne są także przedsięwzięcia promujące sprawność fizyczną, szczególnie u dzieci i młodzieży, dlatego bank chętnie włącza się w lokalne wydarzenia sportowe. Z uwagi na profil naszej działalności, który polega na świadczeniu usług finansowych, dbamy również o nieustanne podnoszenie świadomości społecznej o zagrożeniach w cyberprzestrzeni i zasadach bezpieczeństwa. Jest to dziś niezwykle ważki problem i dotyczy nie tylko usług bankowych, ale całego spektrum korzystania z sieci i różnych usług internetowych. Nie mogę wszakże nie wspomnieć o nowatorskim przedsięwzięciu, w które zaangażował się nasz bank jako jeden z ambasadorów. Chodzi tu o projekt pod nazwą „Pierwsza Liga Biznesu”, który został zainaugurowany przed dwoma laty z inicjatywy Krajowego Związku Banków Spółdzielczych. Jego zamysł opierał się na zdiagnozowanej potrzebie promowania małej i średniej przedsiębiorczości, poprzez dostarczanie bardziej praktycznej wiedzy jej przedstawicielom. Bank z nadziejami podjął ten projekt, organizując dotąd dwa spotkania w VR Inkubatorze w Fałkowie. Nadzieje nie okazały się płonne, gdyż imponująca frekwencja potwierdziła, że praktyczne aspekty, choćby takich zagadnień jak podatki, sukcesja, bezpieczeństwo w sieci, czy przekształcenia w firmie, cieszyły się dużym zainteresowaniem. Warte podkreślenia jest to, że w projekcie uczestniczyli nie tylko klienci naszego banku, ale również przedsiębiorcy nie związani z bankiem. Dowodzi to tego, że Bank Spółdzielczy w Gnieźnie nie kieruje się wyłącznie interesownością i stymulowaniem sprzedaży, lecz stara się być ponad ekonomiczne kalkulacje i pełnić wobec lokalnych przedsiębiorców także funkcję doradczą i wspierającą ich biznes. Projekt ten stał się przyczynkiem do powołania pierwszego w Polsce Klubu Ligi Biznesu, który aktualnie zrzesza 36 klubowiczów. Myślę, że dla osób, które uzyskały członkostwo w klubie, to przede wszystkim kwestia pewnego prestiżu i docenienia współpracy z bankiem. Z drugiej strony, nie sposób nie wspomnieć o korzyściach z tego płynących w postaci dodatkowych usług oraz zniżek, z których mogą korzystać członkowie, nie tylko w obsłudze bankowej, ale także w innych obszarach zadeklarowanych przez firmy współuczestniczące w projekcie. Kolejną bardzo ważną kwestią jest „ukłon” w stronę młodzieży, której potrzeby chcemy lepiej rozeznać i zrozumieć. Naszym celem jest uchwycenie tej samej optyki bankowości, jakiej oczekują ludzie młodzi, aby na jednolitej płaszczyźnie zespalać ich potrzeby i swoje działania. Temu służy wdrożony projekt pod nazwą „Finanse na start”, który jest realizowany wspólnie z Zespołem Szkół Ekonomicznych i III Liceum Ogólnokształcącym w Gnieźnie. Projekt ten zapewnił stworzenie kreatywnego forum, na którym młodzież pomaga nam dostrzec i lepiej zrozumieć ich wizję działania banku oraz dostosować produkty i usługi bankowe do ich oczekiwań. Konkursowa formuła projektu okazała się niezwykle zachęcająca i twórcza, ale przede wszystkim uświadomiła nam duży potencjał drzemiący w młodych ludziach. Okazuje się bowiem, że młodzież nie tylko, że nie żyje, jak się często dziś twierdzi w świecie wirtualnym, lecz mocno stąpa po ziemi, a równocześnie doskonale potrafi zdefiniować i argumentować swoje potrzeby i oczekiwania wobec banku. Projekt ten jest dla nas niezwykle ważny, dlatego oprócz bodźca motywującego, jakim była nagroda główna w wysokości 7 500 złotych stanowiąca dofinansowanie do wycieczki klasowej oraz wyróżnienia w kwocie 800 zł, bank będzie także najbardziej wartościowe pomysły sukcesywnie wcielał w życie. Poza tym spośród najbardziej kreatywnych osób została powołana dwudziestoosobowa Młodzieżowa Rada przy Banku Spółdzielczym w Gnieźnie. Będzie ona organem doradczym i wspierającym bank w procesach wdrażania niektórych pomysłów, a także „głosem” społeczności szkolnych. Dla członków Rady wartością dodaną będzie z kolei możliwość poznawania arkanów pracy w banku oraz zdobywania nowej wiedzy i umiejętności. Być może okaże się, że projekt ten stanie się również „kuźnią” bankowych talentów, tworząc doskonały „narybek” dla przyszłej kadry w bankach.
W tym roku została Pani wyróżniona tytułem Gnieźnianina Roku – nagrodą przyznawaną przez Towarzystwo Miłośników Gniezna. Co oznacza dla Pani ten tytuł i jakie emocje towarzyszyły, w momencie, kiedy dowiedziała się Pani o wyróżnieniu?
– Na początku wywiadu wyraziłam przekonanie, że gnieźnieński bank jest właśnie tym miejscem, w którym chciałam spełniać się zawodowo, a także to, że w zamian za swoją pracę, wiedzę i poświęcony czas otrzymałam dużo więcej niż się spodziewałam. Owo wyróżnienie to właśnie jeden z przykładów takiego zaskoczenia, oczywiście w kontekście najbardziej pozytywnym, którego nigdy nie zakładałam. Znalazłam się bowiem w gronie znamienitych osobowości, które wcześniej zyskały miano Gnieźnianina Roku i tym bardziej mam świadomość, że potrzeba tu czegoś więcej niż dobrego życia i sukcesów zawodowych. Dla mnie jest to wyróżnienie szczególnej doniosłości, z jednej strony uskrzydlające do dalszej aktywności, a z drugiej – potwierdzające sens mojej pracy i właściwy kierunek, jaki obrałam przed wieloma laty. Choć wyznaję zasadę, że nie pracujemy dla nagród, lecz dla rozwoju i wspólnego dobra, to jednak, gdy model zarządzania bankiem, jaki przyjęłam i wizja, którą staram się realizować dały w efekcie imponujący progres i szereg korzyści dla otoczenia banku, to takowe wyróżnienie przyjmuję z nieskrywaną radością i dumą. Jednocześnie pragnę zaznaczyć, że nie zamierzam zawłaszczać tego tytułu tylko dla siebie, gdyż wiem, że mój zawodowy dorobek i osiągnięcia to pochodna pracy i działań wielu ludzi, z którymi na co dzień współpracuję. Dlatego tym prestiżowym wyróżnieniem dzielę się z członkami zarządu i wszystkimi pracownikami, a także z bankiem, jaką instytucją, którą dane jest mi nadal zarządzać.
Jakie wartości są dla Pani najważniejsze w pracy i w działalności społecznej, na co dzień?
– Mam świadomość, że szef musi mieć cechy przywódcze, a to oznacza, iż nie zawsze zyskuje aprobatę co do podejmowanych działań i decyzji. Mimo to żywię nadzieję, iż moi koledzy z zarządu i pracownicy widzą we mnie nie tylko szefa, ale przede wszystkim człowieka. Co więcej, pokładam ufność w tym, że widzą we mnie kobiecą naturę – wrażliwą i opiekuńczą, otwartą na drugiego człowieka – na pomysły, sugestie, a nawet krytykę. Trudno jest mi ocenić siebie samą, ale z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że staram się kierować zasadą, według której „człowiek jest dla mnie wartością najważniejszą”. Jestem miłośnikiem innowacji i nowych technologii, z szacunkiem pochylam się nad nauką i dużą wiedzą, znam wartość pieniądza. To wszystko przenika naszą bankową codzienność i wpływa na styl zarządzania. Nic jednak, z tego co wymieniłam, nie może stanąć wyżej niż człowiek. Dlatego szczególne znaczenie w pracy zawodowej mają dla mnie relacje międzyludzkie, które staram się budować na zasadzie otwartości, wzajemności, życzliwości i zrozumieniu. Zawsze chciałam zarządzać instytucją trochę inną ręką – kobiecą. Patrzeć na pracowników i klientów nie tylko z perspektywy zawodowej, celów, procedur i wymagań, ale również dostrzegać w nich życiowy aspekt oraz mieć zdolność weryfikowania swoich osądów pod kątem ich różnych doświadczeń, słabości i problemów. Bez uprzedzeń i stronniczości, pochopnych werdyktów i zbędnych emocji, w zamian za to – z plastycznym sercem, wyrozumiałością, dojrzałością i cierpliwością – to jest mój niezmienny wzorzec relacji z ludźmi. W praktyce nie zawsze się on sprawdza, bowiem żyjemy i pracujemy w pośpiechu, pod presją, w niepewności i w obliczu różnych sytuacji stresogennych. Mam jednak nadzieję, że ludzie obok mnie dostrzegają, choćby moje wysiłki, a pod osłoną emocji, które niekiedy dochodzą do głosu, potrafią dostrzegać zawsze tę inną – kobiecą naturę. W pracy zawodowej staram się być elastyczna i dopasowywać styl zarządzania, współpracy czy rozmowy stosownie do ogólnej kondycji danej osoby i sytuacji. Kieruję się rozsądkiem i doświadczeniem życiowym, ale nigdy „nie wyłączam” serca, bo zawsze po drugiej stronie chcę widzieć nie tyle kolegę, pracownika czy klienta, ile po prostu drugiego człowieka.