Przejdź do treści głównej

Bure

Chata pod Lipami, czyli miejsce poza czasem w czerniejewskim lesie

Zapach… to jest pierwsze poruszenie zmysłów kiedy zbliża się do olęderskiej zagrody w Burem – osadzie schowanej w Lasach Czerniejewskich. Zieleni, kwiatów wokół obejścia jest tutaj tyle, że aż z daleka czuć wyjątkowość tego miejsca. Po zapachu przychodzi czas na raj dla oczu, słuchu, dotyku i smaku. 22 czerwca gospodarz Chaty pod Lipami zaprosił do siebie wszystkich miłośników niespiesznego cieszenia się upływającym czasem i tradycyjnej staropolskiej kuchni.

W 1789 roku w środku lasu niedaleko Wierzyc, powstała osada olęderska. Takie wsie i kolonie w Wielkopolsce powstawały wówczas jedna po drugiej, a charakteryzowały je przywileje dla członków tych małych społeczności. Olędrzy byli wolni, osuszali bagna, karczowali lasy i cieszyli się szacunkiem za swoją pracowitość i umiejętność okiełznania przyrody. Prawdopodobnie w okolice Czerniejewa sprowadzili ich tutaj właściciele ziemscy – Żółtowscy. Osada w Burem to ciekawe założenie folwarczne założone wokół podwórza w 1813 roku. Są tutaj kryta strzechą drewniana chałupa, stodoła i obora, a także charakterystyczna studnia z żurawiem. Jeszcze kilka lat temu obiekty te były zupełnie niedostępne, ale przed sześcioma laty pojawił się tutaj nowy gospodarz. Od tego czasu wytrwałą pracą Bure zaczęło tętnić życiem jak za czasów pracowitych olędrów przed dziesiątkami lat! By przekonać się osobiście, jak żyło się w takim gospodarstwie, można było zobaczyć podczas drzwi otwartych. Są one tutaj organizowane dwa razy do roku. Letnia edycja wydarzenia już za nami i przyciągnęła ona tłumy ciekawskich. Przy drzwiach chałupy gości witał gospodarz miejsca – Marcin Biernaczyk. To była dobra okazja, by porozmawiać o tym, co kryło się za naszymi plecami. Jak powiedział na wstępie, Chata pod Lipami to nowa nazwa tego miejsca, ale miejscowi znają ją jako „gierkówkę”. W czasach słusznie minionych na podwórze osady zajeżdżały luksusowe samochody PRL-owskich prominentów, którzy z wielką lubością polowali w tych obfitych w zwierzynę lasach. Ale to już przeszłość. – By to miejsce odżyło, wymagało ode mnie dużo serca. Dałem mu je i ono się teraz odwdzięcza – mówi Marcin i pokazuje liczącą już 212 lat starą chatę.

Całe założenie osady to nie tylko zabytek, ale przede wszystkim dziedzictwo kulturowe tych ziem. Spotykają się tutaj lokalni artyści i miłośnicy tradycji. – Można tutaj rodzinnie spędzić czas. Wszystkie pokolenia, od juniora do seniora, mogą się tutaj dobrze poczuć. Chcę, by każdy tutaj miło spędził czas. Taka idea leży u fundamentu Chaty pod Lipami – uśmiecha się gospodarz. Zanim Marcin Biernaczyk znalazł się w Burem i odmienił to zapomniane miejsce, los i poszukiwanie swojego miejsca na świecie rzucały nim po różnych gminach. Jest krotoszynianinem z urodzenia, ale mieszkał też w Poznaniu, Anglii i Biskupicach Wielkopolskich. – To, że jestem tutaj, to zasługa zwierząt – śmieje się. – Hodowałem kozy i szukałem dla nich większej przestrzeni, by mieć ich więcej. Szukałem nowego miejsca przez 1,5 roku – wspomina. Kiedy przybył do tego miejsca w środku lasu, zakochał się w nim od razu. Bez sprawdzania stanu technicznego budynków już wiedział, że tutaj osiądzie. – Tutaj w Wielkopolsce, jest kawałek odludzia jak w Bieszczadach. Jest tutaj intymnie, a zwierzęta mają komfort życia. No i ja się tutaj dobrze czuję – uśmiecha się Marcin. Gospodarz nie tylko kocha naturę, ale też z natury bierze to, co oferuje ona najprzyjemniejszego. Mowa tu o jedzeniu. Chata pod Lipami znana jest już w Wielkopolsce z powodu swoich wyrobów tradycyjnych, które przygotowywane są na miejscu. To prawdziwy hit. Owczy skrzypek – ser z mleka owczego w zeszłym roku był przebojem konkursu tradycyjnego jedzenia, a w tym roku podniebienia publiki i jury skradł chleb z czarnuszką. To pradawny, letni i żytni chleb. – Chyba na jego sukces składa się to, że jest wyjątkowy, bo na jego smak wpływa serwatka owcza, czarnuszka podkręcająca smak i brak drożdży. No i serce włożone w jego przygotowanie. Z sercem rośnie on w oczach – przyznaje.

Ale sama chata i kulinaria to nie wszystko. Odbywają się tutaj warsztaty dla dzieci z poznawania kultury ludowej, historii i przyrody. – Dzieciaki obcują ze zwierzętami, które same karmią, ale także smakują naszych produktów. Chcemy aby poczuli tego ducha wsi i jak dbać o kulturę – zaznacza gospodarz miejsca. By samemu posmakować produktów Chaty pod Lipami oraz zniknąć na kilka chwil z radarów pędzącego świata, warto śledzić media społecznościowe. Jedne dni otwarte już za nami, a kolejne zorganizowane będą w okresie jesiennym, „korbolowym”. Miejsce jest też agroturystyką, więc i można umówić się na miłe spędzenie czasu w wyjątkowym miejscu w środku lasu. Kiedy kończymy rozmowę zauważamy, że do stołu w chacie, gdzie oferowane są placki, chleb i sery, ustawiła się długa kolejka chętnych. Marcin biegnie pomóc w obsłudze smakoszy, a ja mogę udać się by przysiąść na przyzbie i cieszyć się spokojem i słońcem najdłuższego dnia roku.

Tagi