Środowisko
Byli uwięzieni we własnych domach. Mieszkańcy Sroczyna nie chcą powrotu fermy norek

Jak mówią: o nieszkodliwe i czyste powietrze, bez smrodu odchodów i padliny, walczyli dla nich ich rodzicie; dziś oni walczą o to samo, dla nich i swoich dzieci. Mieszkańcy Sroczyna w gminie Kiszkowo z przerażeniem patrzą na możliwy powrót do wsi działalności dokuczającej ich życiu fermy norek. 17 lat funkcjonowania takiej hodowli zmieniło ich rodzinne strony w miejsce, z którego chciało się uciec – i dziś, znów ten czas i niepewność mogą powrócić.
Opisy tego, jak żyje się w cieniu fermy norek, dla osoby która obok takiego miejsca nigdy nie przebywała, mogą wydawać się przesadzone i niedorzeczne. Dlatego wybuchające w różnych miejscach kraju protesty przeciwko takiej formie hodowli nie zawsze spotkają się z oczekiwanym przez mieszkańców „fermowych” wsi oddźwiękiem. Na dowód pokazują zdjęcia i filmy, które pokazują realia życia obok tego intratnego biznesu. Zapraszają też do siebie na wieś. „Przyjedźcie do nas na wieś. Zostańcie na weekend i zobaczcie, jak się żyje z muchami, smrodem i brakiem możliwości wyjścia do własnego ogrodu. Byliśmy niewolnikami we własnych domach” – przekonywali mieszkańcy Sroczyna, którzy 12 maja protestowali pod urzędem gminy w Kiszkowie. Jak podkreślali, nie był to protest przeciwko władzy lokalnej, ale wyraz rozpaczy, że koszmar, których przez 17 lat niszczył ich życie we wsi, może za chwilę powrócić. Do 2022 roku w Sroczynie funkcjonowała ferma norek. Od tego czasu – jak mówią mieszkańcy – mogą oni w końcu żyć swobodnie i bezpiecznie, ale w zabudowaniach trwając prace, które oznaczają, że hodowla może wrócić tam lada dzień. Jak mówi Radosław Występski, wójt gminy, on ze swojej strony o powrocie tej działalności nie wie, ale ma sygnały od samych mieszkańców. – Działają zapobiegawczo i chcą przekazać swój sprzeciw, bo z tą fermą żyło im się źle – zauważa. Jak dodaje, zapachy wsi i gospodarki rolnej nie są mieszkańcom gminy Kiszkowo obce, ale nawet nie zapachy, a odór z fermy norek, to jest rzecz zupełnie nie porównywalna. – Przedsiębiorca nie ma obowiązku zgłaszać do gminy chęci zasiedlenia fermy i takiej informacji nie mamy – podkreśla wójt, który zapewnia jednoznacznie, że jeśli mieszkańcy będą potrzebować wsparcia samorządu gminnego, to mogą na niego liczyć. – Jesteśmy całym sercem z mieszkańcami. Chcielibyśmy, żeby każdy mógł prowadzić u nas działalność, ale żeby była taka, która nie utrudnia na co dzień życia naszym mieszkańcom – dodaje z przekonaniem Radosław Występski.
Na zapowiadany od kilku dni protest przed Urzędem Gminy w Kiszkowie przybyło kilkudziesięciu mieszkańców Sroczyna, ale nie tylko. Wsparli ich mieszkańcy innych wsi i wolontariusze stowarzyszenia Otwarte Klatki. Pikietowali oni z transparentami „Zamknijcie fermy. Nie oczy”, „Chcemy oddychać, nie wdychać!”, „Dość katorgi dla norek i mieszkańców”. Relacje były przejmujące. – Te kilka lat bez norek i świadomość, że one teraz wrócą, jeszcze mocniej nas zmotywowały do dalszych działań. Spotykamy się pod urzędem nie dlatego, że mamy jakieś pretensje do władz gminy, tylko po to, by znaleźć wsparcie w naszej walce. Kiedyś o czyste powietrze walczyli dla nas nasi rodzice. Teraz my musimy walczyć dla nich i naszych dzieci. Smród w skali od 1 do 10, wynosi u nas 15! Roje much, a właściciel twierdzi, że każda kontrola wykazywała, że jest wszystko dobrze. Jesteśmy bezradni i bezsilni. W dodatku ferma jest blisko zabudowań wsi – nie kryje oburzenia Radosław Sawicki, mieszkaniec Sroczyna. Jak dodaje, mieszkańcy mają świadomość, że gmina ma związane teraz ręce, dlatego chcą nagłośnić sprawę i dotrzeć „wyżej” – do Sejmu, Senatu, by ustawowo pomóc im i dziesiątkom innych społeczności wiejskich żyjących obok takich ferm. Jak mówią mieszkańcy, do fermy wracają pracownicy, zaczyna się podścielanie pod klatki, a właściciel fermy złożył wniosek do weterynarii. – To nie tylko nasz problem, ale też okolic Czerniejewa. W Europie wchodzą zakazy takiej hodowli, a u nas wszystko stoi do góry nogami – rozkłada bezradnie ręce R. Sawicki. Jak dodaje, smród, roje much to jedno, ale norki uciekają z fermy. – Leżały porozjeżdżane na drogach, atakowały kurniki we wsi, umierały pokątnie osłabione na wolności – wspomina nie tak dawne sytuacje. – Nikt z nami nie rozmawiał. Jeden z poprzednich wójtów podpisał papiery i zakończył kadencję, a my się teraz męczymy z jego decyzjami.
(Poniżej zdjęcia mieszkańców Sroczyna. Dalszy ciąg tekstu, pod galerią)
– Mieszkam w Sroczynie od 2014 roku – mówi pani Angelika, która protestować przyszła z synem. – Nie można wywiesić prania latem, bo pościel przechodziła smrodem. Lepy na muchy ciągle pełne. Ciągłe zamiatanie i odkurzanie z podłogi padłych much – tak wspomina ostatnie lata w tej wsi jej mieszkanka. Społeczność Sroczyna wystosowała list otwarty do Doroty Niedzieli, wicemarszałek Sejmu, która w swojej działalności stawała już po stronie ludzi w ich konflikcie z fermami norek. „Przez te wszystkie lata widzieliśmy rzeczy o których nikt nie chce mówić: martwe norki pod płotami, konające zwierzęta z pianą w pysku, które – jak się później okazało – uciekły z komory gazowej. Dzwoniliśmy po pomoc. Słyszeliśmy: »Nie dotykać, wysyłamy kogoś«. Nikt nie przyjechał, gdy tylko się dowiedział, że jest to norka z fermy” – czytamy w korespondencji. Mieszkańcy podczas protestu dzielili się swoimi ponurymi wspomnieniami z okresu działalności fermy. Wymieniali padłe muchy zbierane kilogramami; wszechobecny pył z norek; potężną ilość mew, które żerują na odpadkach i resztkach, a potem roznoszących odchody we wsi. – Spodziewam się dziecka – powiedziała przyszła mama w widocznej zaawansowanej ciąży, która również przyszła protestować. – Ja się po prostu boję o zdrowie mojego syna. Jestem przerażona. Czy mam zastanawiać się, czy „kisić się” z własnym dzieckiem w domu, czy wyjść na dwór, by odganiać z niego muchy? Czy wiem, czy te muchy nie zarażą go czymś? Kto mi pomoże? – pytała retorycznie.
Zebrani mieszkańcy podkreślali i dodawali sobie otuchy, że muszą w obliczu zagrożenia dla nich być solidarni i nie poddawać się. Jak mówili, protest w Kiszkowie był tylko preludium do walki o czyste powietrze, ale mieszkańcy Sroczyna działają wielotorowo: piszą także do polityków, edukują się, alarmują organizacje pozarządowe. Do sprawy, wrócimy.