Skip to main content

Rozmowa „Przemian”

„To był bardzo dobry czas…”

 | 
Grzegorz Sieńczewski

Grzegorz Sieńczewski kierował Szpitalem Pomnik Chrztu Polski w Gnieźnie od lipca 2020 roku. W tym czasie, dzięki pracy i zaangażowaniu całego zespołu placówki, pracującego pod przewodnictwem dyrektora, zakończony został pierwszy etap rozbudowy gnieźnieńskiej lecznicy, a następnie – zorganizowana została „przeprowadzka” do nowego obiektu (budynku D). Szpital przetrwał ciężki okres pandemii. Od tamtego też czasu placówka sukcesywnie udoskonalała swoją działalność, poszerzała ofertę i wprowadzała nowe usługi medyczne. W połowie października br. dyrektor złożył rezygnację z pełnienia dotychczasowej funkcji i – w wyniku porozumienia z Zarządem Powiatu Gnieźnieńskiego – opuścił gnieźnieńską placówkę z dniem 31 października. Z początkiem listopada Grzegorz Sieńczewski objął funkcję dyrektora Szpitala Specjalistycznego w Pile.

O podwodach odejścia, ale również o podsumowaniu dotychczasowej pracy w Szpitalu Pomnik Chrztu Polski, z dyrektorem Grzegorzem Sieńczewskim rozmawia Kinga Strzelec.

Na samym początku chciałabym, abyśmy dokonali podsumowania ostatnich czterech lat – lat spędzonych w Gnieźnie. Jak Pan tak patrzy z perspektywy czasu – to był dla Pana dobry czas?

– To był bardzo dobry czas. I chociaż dzisiaj mija prawie 4,5 roku od tamtego momentu, pamiętam doskonale również moment, gdy zaczynałem tutaj pracę. Przez te cztery lata wydarzyło się tyle, że można byłoby spokojnie obdarzyć tym kilka kadencji. Mieliśmy w tym czasie i temat rozbudowy – z którym zmierzyłem się jako pierwszym, i przenosiny, i Covid -19, i rozwój działalności szpitala, i akredytacje. Wydarzyło się dużo. Natomiast myślę, że był to jeden z lepszych czasów zawodowych, przynajmniej w moim życiu. Było bardzo sympatycznie i będę ten czas na pewno bardzo dobrze wspominał.

Temat rozbudowy był tak naprawdę najważniejszą kwestią, jeżeli chodzi o gnieźnieński szpital. W sumie ten temat cały czas jest aktualny, ponieważ – mimo że budynek D został już oddany – wciąż pozostajemy w temacie rozbudowy: myślę tutaj o scalaniu szpitala. Ale to właśnie w czasach, kiedy Pan zarządzał szpitalem, budynek D w końcu został oddany do użytku. Wówczas też trzeba było odpowiednio to zorganizować?

– Faktycznie, miałem tę ogromną przyjemność i zaszczyt otwierać ten budynek, ale od samego początku mówiłem też, że przyszedłem na finiszu tej inwestycji i nigdy sobie tego sukcesu nie przypisywałem. I zawsze powtarzam, że były osoby, które wcześniej podejmowały w tej kwestii odpowiednie decyzje. To był dyrektor Mateusz Hen, który uczestniczył w podejmowaniu decyzji o kontynuacji i włożył tutaj bardzo dużo swojej pracy, ale nie zapominajmy też o poprzednich dyrektorach tego szpitala, którzy też przecież tę inwestycję kontynuowali i w jakiś sposób każda z tych osób swoją cegiełkę do tego dołożyła.

Niemniej od momentu, gdy ja objąłem funkcję dyrektora, to jeszcze około rok tę inwestycję trzeba było kontynuować. To oczywiście nie był najtrudniejszy moment, ale jeszcze kilka rzeczy było do zrobienia. Trzeba było ten budynek wyposażyć. Należało też nadać dosyć szybki rytm zakończenia tej inwestycji. I myślę, że jeżeli w kontekście rozbudowy szpitala coś mi się udało, to właśnie ten finisz, który rzeczywiście został bardzo szybko zrealizowany i zakończył się oddaniem obiektu. Później trzeba było przenieść oddziały i tu też pojawił się pewien logistyczny problem z którym musieliśmy się zmierzyć: jak szybko i sprawnie przenieść te oddziały z pacjentami. I tutaj też chyba całkiem sprawnie udało nam się to zrobić. Natomiast samo oddanie budynku D to był skok milowy dla tego szpitala. To niewyobrażalna jakość i niewyobrażalne możliwości, które myślę, że całkiem dobrze wykorzystaliśmy.

Kierował Pan placówką w momencie, gdy zapadały kolejne decyzje względem dalszej rozbudowy – scalania szpitala. Na jakim to jest etapie w chwili obecnej?

– Poprzedni Zarząd Powiatu przeznaczył środki na pierwszy etap scalania szpitala i te środki nadal są. Obecny Zarząd środki te utrzymał i one nadal w przestrzeni budżetowej starostwa funkcjonują, i są do wykorzystania. W momencie, kiedy następowała zmiana Zarządu, to my pewne decyzje na chwilę wstrzymaliśmy, ponieważ chcieliśmy żeby to nowy Zarząd te decyzje podejmował i żeby wiedział, co się dzieje – być może miałby inną koncepcję, więc nie chcieliśmy podejmować tych decyzji, chcieliśmy chwilę poczekać, żeby nowy Zarząd mógł się z tym zapoznać i ewentualnie potwierdzić ten kierunek, albo delikatnie go zmienić. A że są to bardzo kluczowe decyzje finansowe, uznaliśmy że tak po prostu będzie uczciwie.

Ta koncepcja scalenia cały czas jest aktualna. Są pewne decyzje, które należy podjąć bardzo kierunkowo. Do zdobycia jest dużo środków z KPO i z funduszy unijnych. Niestety, te środki wymagają zawsze jakiegoś wkładu własnego. I tutaj nowa dyrekcja szpitala z Zarządem będą musieli się zastanowić, czy te środki zabezpieczone w budżecie powiatu wykorzystać teraz faktycznie na scalenie, czy wykorzystać je na te wkłady własne, by pozyskać jak najwięcej środków zewnętrznych. Myślę, że tutaj nie ma jednej, dobrej i ostatecznej decyzji, tylko trzeba to spokojnie przeanalizować.

Te 4,5 roku to nie tylko kończenie rozbudowy, ale też codzienne funkcjonowanie szpitala, udoskonalanie działalności, poszerzanie oferty. O czym warto w tym miejscu wspomnieć?

– Myślę, że najtrudniejszym momentem był moment przenosin do nowego budynku, bo to się zbiegło z kilkoma innymi sprawami. W tamtym czasie po pierwsze – trzeba było się przenieść, po drugie – otrzymaliśmy gigantyczną nową powierzchnię do utrzymania, która generowała i generuje ogromne koszty, a po trzecie – pojawiła się konieczność obsługi kredytu. I nikt nie przygotował strategii, która pozwalałaby w ten moment wejść płynnie. Nagle zderzyliśmy się ze ścianą, a finansowanie szpitala było nadal na poziomie tego starego budynku. I to był dla nas duży problem. Zderzenie się z tą ścianą było dla nas bardzo brutalne. My oczywiście o tym wszystkim mówiliśmy, poprzedni Zarząd Powiatu miał tego świadomość i bardzo nas wspierał. Dlatego też myślę, że taką największą rzeczą, którą udało się zrobić, to było właśnie przetrwanie tego momentu. Poradziliśmy sobie tutaj sami, przy wsparciu Starostwa, udało nam się to przetrwać, i udało nam się poprzedni rok zamknąć na plusie. To było największe wyzwanie, któremu sprostaliśmy. Tak naprawdę dopiero te przychody, które szpital generuje teraz, pozwalają i utrzymać ten nowy budynek, i obsługiwać kredyt. Gdy tutaj przyszedłem, to budżet szpitala wynosił nieco ponad 80 mln zł, natomiast w tym roku przekroczymy 200 mln zł i to jest ten budżet, który teraz pozwala nam obsłużyć kredyt.

Pozostałe kwestie, które udało nam się zrealizować, to na pewno wzrost przychodów o ponad 120 mln zł. To również utrzymanie akredytacji, czyli otrzymanie potwierdzenia, że szpital znajduje się w rankingu największych szpitali w Polsce. Udało nam się poszerzyć ofertę. Udało nam się przejąć oddziały leczenia udarów i neurologii. Mamy świetną ortopedię. Mamy bardzo dobrze prosperującą kardiologię. Mamy świetną kadrę. Ten szpital jest na bardzo fajnej, dynamicznej ścieżce rozwoju. Utrzymanie i wprowadzenie szpitala na tę ścieżkę to chyba taki największy sukces, ale sukcesem jest też scalenie załogi, pracującej w tym szpitalu – to też jest ważne, bo ludzie się zaczęli ze szpitalem identyfikować, chyba lubić swoje miejsce pracy, dbać o nie.

Wyprzedził Pan moje kolejne pytanie: chciałam zapytać o to, jak pracowało się Panu z zespołem szpitala? Pamiętamy, że w pewnym momencie tutaj pojawił się pewien dysonans na linii dyrektor szpitala – związki zawodowe, dotyczący podwyżek. Jak wyglądała współpraca z personelem na przestrzeni tych ponad czterech lat?

– Bardzo fajnie. Załoga jest super. Udało nam się wypracować wzajemne zaufanie i to jest najważniejsze. Takie zaufanie niestety buduje się długo. Należy przyjąć strategię zarządzania albo właśnie taką długofalową, albo bardziej autorytarną. Tutaj zależało nam na tym, aby była ona partnerska. Ją się długo buduje, ale jak już się ją zbuduje, to ona powoduje, że jest to wzajemne zaufanie. I wtedy się chyba współpracuje najlepiej.

Natomiast z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nawet ta sytuacja ze związkami zawodowymi też była potrzebna. Ja przypomnę tylko, że postanowiliśmy napisać na siebie wzajemnie wotum nieufności: ja na związki zawodowe, związki zawodowe na mnie. I to była chyba najlepsza dla nas, w relacjach dyrekcja – związki zawodowe, sytuacja, która bardzo oczyściła atmosferę. My sobie wtedy bardzo dużo rzeczy wyjaśniliśmy. Związki zawodowe chyba zrozumiały, że dyrekcja nie ma złych intencji, tylko to ustawodawca postawił nas w bardzo kłopotliwej sytuacji. To był pierwszy rok ustawy podwyżkowej i jak ona została wprowadzona, to nam miesięcznie zaczęło brakować 1,5 mln zł na wypłatę wynagrodzeń; to był też ten trudny okres rozkręcania funkcjonowania szpitala i generowania większych przychodów; to był okres spłaty odsetek od pożyczki. Więc sytuacja wtedy była naprawdę trudna i to tak trochę nie z naszej winy. Ileś tych czynników zewnętrznych złożyło się na to, że trzeba było szukać rozwiązań. Udało nam się wypracować bardzo fajny model funkcjonowania. Z perspektywy czasu, ten konflikt był dobry, on był potrzebny chyba nam wszystkim. Teraz ze związkami zawodowymi mamy dobre relacje, chyba nie można mieć lepszych: wzajemne, pełne zrozumienie, dialog i właściwe funkcjonowanie, z myśleniem o szpitalu – wiadomo, że to jest nasze wspólne miejsce i my musimy o nie dbać, bo wtedy wszystkim po prostu będzie lepiej.

Wspomniał Pan wcześniej o sytuacji finansowej szpitala. To też taki temat, który pojawiał się często, najczęściej w okresie wyborczym. Ustalmy więc: w jakiej sytuacji finansowej pozostawia Pan szpital?

– Zostawiam go na pewno w dobrej sytuacji finansowej. Poprzedni rok jest na plusie 700 tys. zł, z obsługą kredytu. Pierwsze półrocze też jest na plusie w wysokości kilkuset tysięcy złotych. Jeżeli szpital się bilansuje i wychodzi na plus, to jest to dobra sytuacja finansowa.

Natomiast należy cały czas pamiętać, i ja to będę podkreślał, że szpital będzie zawsze balansował. My mamy do obsługi kredyt, który miesięcznie kosztuje nas około 900 tys zł – odsetki plus kapitał. To jest ponad 10 mln zł rocznie. Pamiętajmy, że ustawa mówi, że utrzymanie infrastruktury nie spoczywa na szpitalu, a spoczywa na organie założycielskim i w związku z tym NFZ nie przekazuje środków na utrzymanie infrastruktury, a to oznacza, że obsługa tego kredytu jest ponadnormatywna. Szpitale nie mają środków na utrzymanie infrastruktury, na prowadzenie inwestycji, bo tak jest kalkulowany ryczałt i to co nam przekazuje NFZ, że to ma wystarczyć tylko na leczenie pacjentów. W związku z powyższym obsługa tego zadłużenia jest ogromnym obciążeniem, dlatego będziemy zawsze balansować. Proszę sobie wyobrazić, że gdyby nie ten kredyt, szpital miałby dodatkowe 10 mln zł przychodów. To pokazuje, że szpital jest bardzo dobrze zbilansowany. Nawet jeżeli on na przykład rok zakończyłby na jakimś minusie, to nadal byłby świetnie zbilansowany, ponieważ pamiętajmy, że ma on koszty kredytu, które cały czas są ponadnormatywne i które nie powinny być nigdy na barkach szpitala. Pamiętajmy też o jeszcze jednej rzeczy, o której mówi się dość głośno, że są problemy w NFZ z finansowaniem: to mówi pani minister, to mówi sam NFZ i my też widzimy, jak ta sytuacja wygląda i widzimy pewne ruchy, które powodują, że ta zdolność przychodowa będzie dosyć mocno ograniczana. Takim przykładem są endoprotezy, które są społecznie bardzo potrzebne, są też bardzo dobrze finansowane; my robiliśmy ich około 25 w miesiącu, teraz robimy ich około 12, właśnie z uwagi na te pewne ruchy ze strony NFZ. Nadchodzący okres będzie niestety trudniejszy, bo widać, że NFZ jest w trudnej sytuacji finansowej. I to trzeba też mieć na uwadze. Natomiast myślę, że sytuacja tego szpitala jest dobra. Ma dobry kapitał i dobrą bazę, które powinny sprzyjać dalszemu rozwojowi tej placówki.

Informacja, która pojawia się nagle i tak naprawdę zaskakuje: dyrektor Grzegorz Sieńczewski złożył rezygnację, odchodzi ze szpitala. Dlaczego?

– Zawsze jest kilka elementów, które wpływają na podjęcie takiej decyzji. To jest trudna decyzja, ponieważ to jest zmiana całego życia. To kolejny duży krok. W głównej mierze decyzja ta zapadła ze względów prywatnych.

Czego można życzyć Panu na koniec tego etapu – gnieźnieńskiego, a początek nowego – w Pile?

– Ochrona zdrowia jest strasznie nieprzewidywalna, zwłaszcza ostatnio, więc chyba stabilności w ochronie zdrowia, ale myślę że przede wszystkim takiej załogi, jaka była tutaj. Jeżeli będę miał takie szczęście w następnych miejscach pracy, to myślę że to w zupełności wystarczy. Bo to jest najważniejsze – ludzie, którzy są dookoła, którzy wspierają i pomagają i z którymi można współpracować. Jeżeli to by się udało, to nic więcej mi nie potrzeba.

Tagi