Skip to main content

Bieżnia lekkoatletyczna

Zgoda buduje, bieżnia rujnuje. Ale jest szansa na konsensus i zgodę

Przewodniczący komisji Tomasz Dzionek

Może wydawać się to niewiarygodne, ale dyskusja o defektach nowej bieżni lekkoatletycznej w Gnieźnie wywołuje aż takie emocje, że w merytorycznej dyskusji na ten temat padają tak mocne słowa, jak hejt, groźba czy żal. Nowy przewodniczący Komisji Gospodarki Miejskiej i Ochrony Środowiska zaprosił do Starego Ratusza wszystkie strony związane z nieudaną inauguracją nowej bieżni lekkoatletycznej, która jest w tej chwili naprawiana. Tok dyskusji przybrał nieoczekiwany przebieg…

Po pół roku od oddania do użytku bieżni lekkoatletycznej na stadionie przy ul. Strumykowej w Gnieźnie, ta jest już zamknięta i przechodzi naprawę gwarancyjną. Wszystko z powodu dziur, które korzystający z obiektu biegacze ujawnili wiosną tego roku. Te zostały załatane, ale sam fakt powstawania takich defektów w nowym przecież obiekcie, wywołał słuszne oburzenie. W tej sprawie stanowczo interweniowała miejska radna Olga Gandurska, która w swoich mediach społecznościowych alarmowała o problemie, nie mogąc się doprosić informacji na ten temat. Sprawa zyskała medialnego rozgłosu, szczególnie, kiedy ujawniono na obiekcie kartki informujące, że z bieżni nie można korzystać w butach biegowych z kolcami (do czego bieżnia została stworzona). Kartka szybko zniknęła, ale pytania o stan nawierzchni pozostały. Dziś już wiemy, że wykonawca nawierzchni przystąpił w części do jej wymiany. Ta ma być wyłączona z użycia (jeśli pogoda nie pokrzyżuje planów) do 20 czerwca. Natomiast 23 maja, Tomasz Dzionek, nowy przewodniczący Komisji Gospodarki Miejskiej i Ochrony Środowiska zaprosił do Starego Ratusza przedstawicieli Gnieźnieńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji oraz przedstawicieli inwestora. Jak zapewniał, chciał wyjaśnić w jednymi miejscu wszelkie wątpliwości związane z kontrowersyjną inwestycją.

Posiedzenie komisji (fot. Biuro Rady Miasta Gniezna)

Na początku spotkania głos zabrał właściciel firmy wykonującej inwestycję, Jarosław Sieszchuła. Nie krył on emocji związanych z tym, co się działo w mediach (zarówno informacyjnych jak i społecznościowych) po ujawnieniu informacji o wadach nawierzchni. – Hejt jaki na mnie spadł, to jest kosmos. Nikt kto prowadzi działalność, by sobie tego nie życzył. Nie czuję się winien tego, co się wydarzyło w mediach – powiedział przedsiębiorca, nie kryjąc żalu do radnej Olgi Gandurskiej, która w socialmediach najgłośniej domagała się wyjaśnień zaistniałej na bieżni sytuacji. Jak dodał, już dwa dni po zgłoszeniu problemu jego firma reagowała u inwestora i nie uchylała się odpowiedzialności. – Mam pani za złe, że ani razu się nie spotkaliśmy. Pierwszy raz panią na oczy widzę – kierował słowa do radnej. Jak dodał przedsiębiorca, falą komentarzy, jaka pojawiła się w sieci w temacie dziur w nawierzchni, zostali on i jego firma postawieni w trudnej sytuacji. Mówił że, nie zarzuca radnej złej intencji, ale fala komentarzy postawiła go w złym świetle. – Mam pani to za złe – powtórzył. – Jesteśmy firmą poważną i na wezwania inwestora reagujemy. Sam jestem gnieźnianinem i nie pozwoliłbym sobie na „zamiecenie sprawy pod dywan”, bo i takie komentarze czytałem – podsumował. Jak stwierdził Tomasz Dzionek, przedsiębiorca nie może się dziwić reakcji mieszkańców, skoro nowa bieżnia została oddana do użytku jesienią, i już jesienią zauważano na niej dziury. – Nie można obarczać pani radnej tym, że ludzie tak reagowali pod jej wpisem. Tak funkcjonują socialmedia, że ludzie mogą się wypowiadać – podkreślił. Jak dodał, reakcja radnej – w jego ocenie – była słuszna i uzasadniona. Przewodniczący komisji ujawnił też, że radna otrzymała dość niepokojący telefon od bliżej nieznanej osoby, by tematem bieżni się nie zajmowała i usunęła na ten temat swoje wpisy, bo może mieć „problemy”. Do dziś nie wiadomo kto to był, natomiast przedsiębiorca zapewnił, że nikt z jego firmy tego na pewno nie zrobił. – Chcę, by to tutaj wybrzmiało. My, jako radni mamy prawo do kontroli – podkreślił T. Dzionek.

Posiedzenie komisji

Jak wytłumaczył radnym przedsiębiorca, ujawnione wady nawierzchni bieżni powstały m.in. przez błędy wykonawcze jego podwykonawcy. W trakcie wykonywania części prac, temperatura była zbyt wysoka. Dlatego postanowiono wymienić całą nawierzchnię ułożoną na tamtym etapie prac, by problem nie wrócił za jakiś czas. Jak zapewnia J. Sieszchuła, każdy etap prac odbiera inspektor nadzoru, a pracująca dla niego firma dokłada wszelkich starań, by bieżnię rzetelnie naprawić, zgodnie z gwarancją. Przedsiębiorca zastrzegł również, że o stan nawierzchni bieżni trzeba dbać i po niezbędnej naprawie musi ona być regularnie myta, a za pięć lat powinna być odnowiona. I tutaj pojawił się inny problem, czyli nieskrępowany dostęp do bieżni. Jak wiadomo, bieżnia była otwarta dla każdego chętnego i nie było tu możliwości sprawdzić, czy każdy korzysta z niej tak jak należy. Trzeba mieć nad tym kontrolę i ta prawdopodobnie będzie musiała być wprowadzona. W dodatku bieżna wymaga stałej konserwacji, bowiem towarzyszy jej trawiaste boisko piłkarskie, co niesie ryzyko nanoszenia na bieżnię piasku i trawy, a te zapychają pory drenażowe w sąsiedniej mu nawierzchni biegowej. Po początkowo dość nerwowej atmosferze, zdaje się, strony doszły do konsensusu. Jak zauważył radny Łukasz Kaszyński, ten spór dowodzi jednego, że wszystkim zależy, by bieżnia dla mieszkańców była jak najlepszej jakości. Błędy wykonawcze się zdarzają, zostały ujawnione i są naprawiane. Zapewne w relacji wszystkich zaangażowanych stron pojawiły się błędy w komunikacji, co doprowadziło do takiej sytuacji. Ale spotkanie w takiej formule przyniosło chyba zamierzony efekt. Sprawę wyjaśniono i pozostaje czekać na zakończenie prac i ponowne oddanie bieżni biegaczom w użytkowanie.

Tagi