Protest
Strajk w fabryce Jeremias! „Walczymy! Damy radę!”

Konflikt w gnieźnieńskim zakładzie spółki produkującej systemy kominowe doszedł do punktu kulminacyjnego. Rankiem 3 czerwca pracownicy zaczęli strajk, którego firma nie uznaje. Załoga domaga się podwyżek, sprawiedliwych norm pracy oraz przywrócenia do zakładu zwolnionych związkowców. Po fiasku negocjacji załogi z zarządem firmy, pracownicy przystąpili do strajku. Protestujących odizolowano na terenie zakładu, a strajkujący z drugiej zmiany na znak protestu, kiedy nie zezwolono szefowi związku wejść do firmy, odmówili rozpoczęcia pracy i protestowali przed firmą. Związek wezwał też władze miasta oraz Radę Miasta Gniezna do zwołania nadzwyczajnej sesji samorządu w tej sprawie.
Konflikt między załogą i zarządem firmy trwa już od dłuższego czasu. Pracownicy domagają się 800 złotych podwyżki, zwiększenia przerw z 15 do 30 minut, skrócenia okresu rozliczeniowego z roku do miesiąca oraz zmniejszenia tempa pracy. Pod koniec kwietnia w tej sprawie odbyły się negocjacje między stronami, ale nie przyniosły one rezultatu. Do tej pory związkowcy w Jeremias twierdzili, że są z zarządem w sporze zbiorowym, z czym szefostwo firmy i jej prawnicy się nie zgadzają, ale ze związkowcami rozmawiają. Sytuację zaogniło zwolnienie z pracy dwóch pracowników-związkowców – Dariusza Modrzejewskiego i Mariusza Piotrowskiego. Obaj zwracali uwagę na złe warunku pracy na terenie zakładu. Piotrowski był też społecznym inspektorem pracy. Na mocy decyzji sądu i opinii Państwowej Inspekcji Pracy – M. Piotrowskiego przywrócono do pracy, ale po wpuszczeniu go na teren zakładu dostał on pismo o nieświadczeniu pracy z zachowaniem wypłaty. Rankiem 3 czerwca pracownicy z pierwszej zmiany w zakładzie rozpoczęli strajk. Przystąpiły do niego 24 osoby, czyli ok. 10% załogi z porannej zmiany. Jak komentuje szef związku, to pierwsza taka sytuacja w firmie. Protestujący zostali w zakładzie bez szefa związku zawodowego, któremu odmówiono wejścia do firmy, ale z wnętrza zakładu wysyłali do protestujących za jego bramami kolegów i koleżanek zdjęcia i filmy. Zapewniali w nich, że się nie poddadzą i będą walczyć.
Grzegorz Indulski, rzecznik firmy bagatelizował tuż przed strajkiem liczbę protestujących. – Jest zdecydowanie mniejsza niż to się zdarza w jesienno-zimowym okresie grypowym. Jednym słowem – firma pracuje pełną parą – zapewniał tuż przed godziną 13 w dniu strajku, zaplanowanego na godzinę 14. Jak zapewniał, przestoje zakładowi nie grożą, a protestującym wyznaczono bezpieczne miejsce na terenie firmy. W ocenie rzecznika, Mariusz Piotrowski nie został wpuszczony na teren zakładu z powodu braku informacji, czy dalej jest on szefem Inicjatywy Pracowniczej w zakładzie. – Po tym, jak został zwolniony wystąpiliśmy do związku o potwierdzenie statusu pana Mariusza, ale do tej pory nie dostaliśmy odpowiedzi – tłumaczył Indulski. Jak dodał, zwolnienie związkowca nie wynikało z jego działalności w organizacji, ale z powodu ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych. Mimo faktu, że sąd w trybie doraźnym nakazał przywrócić Piotrowskiego do pracy, firma postanowiła zwolnić go ze świadczenia pracy, podpierając się wspomnianymi naruszeniami, które miały stać za jego zwolnieniem. Rzecznik zapewnił też, że firma rozmawia ze wszystkich pracownikami w sprawie oczekiwanych przez nich zmian, w tym ze związkami zawodowymi. Dodał, że propozycje zarządu firmy są dalej idące, niż proponowały to jesienią zeszłego roku związki zawodowe. Wyliczył, że pracownicy dostali ofertę w sumie 750 złotych podwyżki z bonusami. – Plus jeszcze premia w grudniu, która uzależniona jest od wyników finansowych spółki – podkreślił, ale dodał, że do tej pory oferta leży na stole, ale firma nie otrzymała kontrpropozycji.
W tym czasie do Gniezna zaczęli zjeżdżać związkowcy z Poznania i innych części kraju. Ulica Kokoszki została wyłączono z normalnego ruchu kołowego i obstawiona przez policję. Kilkadziesiąt osób domagało się skandując wpuszczenia do zakładu M. Piotrowskiego. Ten legitymował się zabezpieczeniem sądowym to umożliwiającym. Wychodzący z pierwszej zmiany pracownicy, a nie uczestniczący w strajku, szefa związku poklepywali po plecach. Za chwilę miała pracę zacząć druga zmiana z którą ponownie chciał wejść przewodniczący związku. Jak mówiła Marta Rozmysłowicz, członkini Komisji Krajowej Inicjatywy Pracowniczej, miał on do tego prawo nie tylko jako przywrócony na stanowisko pracownik, ale też społeczny inspektor pracy. – Firma nie stosuje się do przepisów prawa, dlatego poprosimy teraz policję o asystę przy egzekwowaniu przepisów prawa. Jeśli pracodawca odmówi, złożymy do sądu wniosek o egzekucję. Postanowienie jest objęte klauzulą wykonalności – powiedziała i dodała, że „Polska jest państwem prawa. To nie jest dzikie państwo, ani folwark prywatny spółki Jeremias” – nie kryła emocji. Jak dodała M. Rozmysłowicz, strajkujący na terenie zakładu pracownicy są odizolowani od innych pracowników. – Zostali zamknięci w jakiś hali, bez krzeseł, kubków do picia wody, toalet. Stoją w jakiejś palarni i przekonują pracodawcę, by nie rozłączał ich i nie rozbijał w małe grupki. Mówią, że czują się traktowani jak bydło – relacjonowała.
Ostatecznie, wraz z drugą zmianą, wobec sprzeciwu przedstawiciela firmy, M. Piotrowskiego nie wpuszczono na teren zakładu. Kilkudziesięciu pracowników w związku z tym również odmówiło wejścia i podjęcia pracy. Zostali oni spisani przez policjantów w celu przygotowania notatki z zajścia. Do protestujących przybyło też kilkoro radnych powiatowych, ale zabrakło radnych miejskich oraz władz miasta. W związku z tym związkowcy apelowali i wzywali prezydenta Michała Powałowskiego do wsparcia ich działań. Wezwali też miejskich radnych do zwołania nadzwyczajnej sesji samorządu w sprawie sytuacji w firmie. Protestujący postanowili wiecować przed zakładem do godziny 22 i powtarzać protest w kolejnych dniach. Po godzinie 16 OZZ Inicjatywa Pracownicza przekazała, że strajk rośnie w siłę i przyłączają się do niego kolejne osoby: „Dementujemy przekaz dyrekcji Jeremias, że firma działa bez zakłóceń. Szefostwo ma ogromny problem, awaryjnie kieruje biurowych na produkcję”.