Przejdź do treści głównej

Strajk w Jeremias

Drugi tydzień strajku w Jeremiasie. Poparcie protestującym przekazują górnicy

Trwa strajk załogi gnieźnieńskiego Jeremiasa, którego echa rozchodzą się po całym kraju. 13 czerwca pod zakład przyjechali ze wsparciem związkowi górnicy ze Śląska, a także związkowcy z Paroca, Amazona i Solarisa. „Górnicy solidaryzują się z ludźmi, którzy walczą o lepsze prawa, lepsze płacę i własną godność” – przekazywali strajkującym związkowcy z WZZ Sierpień 80. Pod zakładem protestowało blisko 100 osób. – Niech Gniezno się budzi – apelował Mariusz Piotrowski, związkowiec. Firma odpowiada, że większość załogi nie popiera strajku, a wokół protestu trwa manipulacja opinii publicznej. Jeremias ostrzega też, że możliwe jest przeniesienie produkcji z Gniezna do innych krajów.

Strajk w Jeremiasie trwa już ponad tydzień i na razie nie ma przełomu w konflikcie między częścią załogi, a zarządem firmy. Za to wzajemnej niechęci i oskarżeń nie brakuje. Obie strony zarzucają sobie zaognianie sporu. Do strajkujących przyjechali przed weekendem związkowcy z wielkopolskich fabryk, którzy już wcześniej protestowali w swoich zakładach i odnieśli sukces. – Wygraliśmy jednością. U nas zastrajkowała cała firma. I u was też koledzy muszą dołączyć. Jednością, wygracie! – zagrzewał strajkujących przedstawiciel OPZZ z trzemeszeńskiego Paroca. Wsparcie protestowi udzielili też górnicy z WZZ „Solidarność 80”, którzy przyjechali do Gniezna w liczbie kilkunastu samochodów. Jak wygląda sytuacja w drugim tygodniu strajku? Związkowcy mówią, że pracownicy są zastraszani, a żeby nie było ze strajkującymi kontaktu przez płot od ul. Wrzesińskiej, ich widok zasłonięto. Jak relacjonuje Bartosz Kurzyca z Komisji Krajowej Inicjatywy Pracowniczej, działania zarządu Jeremiasa, mają znamiona prób niszczenia związku zawodowego w firmie. – To, co robi tutaj pracodawca, jest bezprecedensowe w skali kraju. Za związkową czerwoną kamizelkę nie wpuszcza się na zakład pracy, tylko kieruje strajkującego do zamkniętej klatki. Więźniowie pracujący tutaj są zastraszani przeniesieniem w Bieszczady i ich rękami zbudowano tę klatkę. Przyjeździe i to zobaczcie! – apelował związkowiec. Jak mówi, w firmie zrobiło się państwo w państwie, które nie wpuszcza do strajkujących nawet ministry pracy, a wszelkie nakazy sądowe ignoruje. – W klatce trzyma się pracowników z 15-letnim stażem. Lakierników, spawaczy, którzy tutaj zdrowie oddali tej firmie. Jeden na raka zachorował z lakierni, dopiero Inspekcja Pracy stwierdziła, że są tutaj nieoznakowane substancje rakotwórcze – nie krył oburzenia i zaapelował do mieszkańców Gniezna: – Możecie być dumni z takich współobywateli. Bo bardziej ludzkich, odważnych i z honorem ludzi, to w Wielkopolsce nie ma – podkreślił.

Po proteście przed zakładem, postanowiono przenieść go na ulice miasta. Górnicy oraz pracownicy Jeremias wyruszyli oflagowanymi samochodami na drogi, by oznajmić mieszkańcom skalę protestu i jego siłę. Tego samego dnia do mediów trafiły informacje z firmy Jeremias. Zaznaczono w nich, że aktywnie strajkuje ok. 80 pracowników z liczącej 400 osób załogi. „Większość naszej załogi nie popiera tej akcji” – zapisano. Dodano też, że zakład pracuje nieprzerwanie, a wokół strajku siana jest dezinformacja, która ma stworzyć wrażenie masowości protestu. W piśmie firma jednak sama sobie zaprzecza, bo stwierdza, że jednak część produkcji musi zostać przeniesiona do Czech i innych zakładów poza Polską. „Sam strajk nie zdestabilizował produkcji, ma jednak wpływ na otoczenie zewnętrzne spółki” – czytamy dalej. Jak zapewniono – strajkującym nic nie grozi i nie będą wobec nich wyciągane żadne konsekwencje prawne czy finansowe. „Jesteśmy otwarci na rozmowy – ale musi to być prawdziwy dialog, nie medialna presja i eskalacja oparte na fałszywych oskarżeniach” – podkreślono. W piśmie firma Jeremias wymieniła w 14. punktach swoją perspektywę widzenia na konflikt i działalność związków w zakładzie. Z mediami po proteście spotkał się przedstawiciel firmy – Tomasz Butkiewicz z biura prasowego. – Sytuacja na zakładzie się komplikuje i właściciel ma prawo zabezpieczyć swoje zobowiązania kontraktowe. Może się okazać, że stanie się konieczne wywiezienie części sprzętu i przeniesienie produkcji do innych krajów. Rozważamy to i analizujemy na bieżąco – wyjaśnił i dodał: – Strajk nie jest rzeczą, która jest komfortowa dla pracodawcy, dlatego rozważamy różne scenariusze.

Warto odnotować incydent, który miał miejsce w czasie protestu. Na miejsce nie zostali wpuszczeni przez policję samochodami ze sprzętem, legitymujący się dziennikarze TVP i Radia Poznań. Kiedy udało im się dotrzeć w miejsce wydarzenia, protest już się kończył. Miało to znamiona złamania prawa dziennikarza do uzyskania informacji zgodnie z prawem prasowym.

Tagi