150 lat parowozowni w Gnieźnie
Zanim będzie za późno. Poseł i radny w parowozowni

Tu nikt nie ma – niestety – żadnych wątpliwości. Choć w tym roku gnieźnieńska parowozownia obchodzi rocznicę 150. lat istnienia, to z niepokojem wolontariusze ze stowarzyszenia opiekującego się zabytkiem patrzą na degradujący się stan większości obiektów. Choć determinacja członków i serca bezpłatnie wspierających stowarzyszenie firm są ogromne, to skromne finanse i ogrom parowozowni nie pozwalają skutecznie ratować całej ulegającej destrukcji przepięknej konstrukcji. Jubileusz parowozowni, która – choć w sercach gnieźnian – to od lat stojąca na uboczu ważnych dla miasta spraw ma gorzki posmak, to wiele życzliwych osób ciągle ma nadzieję, że polski kolejarski świat nie zapomni o tym miejscu, dzięki któremu Gniezno stało się miastem kolejarzy.
Czy średnie pokolenie żyjące dziś w Gnieźnie i jeszcze pamiętające stukot maszyn i urządzeń działającej parowozowni jest ostatnim, które nie tylko ma w uszach i przed oczami ten stan z przeszłości, ale w ogóle jest tym, na oczach którego obiekty po prostu częściowo się zawalą i kolejne pokolenia zobaczą w tej przestrzeni po prostu pustkę? Nikt z gnieźnian nie chciałby być prorokiem wieszczącym czarne wizje dla parowozowni, ale jej stan techniczny w wielu miejscach jest naprawdę katastrofalny. Wybite szyby, w części zawalone i ciągle zawalające się ogromne dachy potężnych hal wachlarzowych to widok powszechny. Dla stowarzyszenia Parowozownia Gniezno, które podjęło się tytanicznej pracy ratowania i promowania ważnego dla miasta zabytku, to niekończąca się walka. Choć nawiązać tu można do literackiej walki z wiatrakami, to bardziej pasuje tutaj mitologiczna postać Syzyfa, który choć wkłada ogrom wysiłku w ratowanie tego co się da, to efekt tej pracy – choć zauważalny – to jednak niweczą kolejne rozpadające się tkanki tego miejsca. I tak w kółko. 28 kwietnia do parowozowni przybyli Franek Sterczewski, poseł oraz Tomasz Dzionek, miejski radny. Po miejscu oprowadzał Patryk Kuliński, prezes stowarzyszenia ratującego zabytek, a wizycie przyglądał się niżej podpisany. – Wielokrotnie opowiadałem Frankowi o parowozowni i jej stanie. Po zgromadzeniu narodowym w Gnieźnie spotkaliśmy się i ustaliliśmy, że musimy zobaczyć stan obiektów jak najszybciej. Minęło kilka dni i już tu jesteśmy – opowiada radny. – To są przepiękne przestrzenie o ogromnym potencjale! – nie kryje ekscytacji Dzionek i na wspomnienie, że jeszcze w 2012 roku parowozownia działała, ogarnia go przerażenie – jak szybko obiekty te ulegają destrukcji.
Jak zauważa miejski radny, ogrom zabytkowej przestrzeni jest jej zaletą, ale i przekleństwem. Zaletą, bo daje mnóstwo możliwości zagospodarowania i co tu dużo mówić – robi wrażenie. Natomiast w obecnym jej stanie ten ogrom powoduje dalszą destrukcję. – Jak nie teraz, to kiedy? – pyta T. Dzionek mając na uwadze chwilowe skupienie się Polski na sprawach Gniezna z powodu rocznic koronacyjnych oraz faktu, że parowozownia obchodzi jubileusz 150 lat istnienia, a rząd stawia na kolejnictwo kiedy sterem polskiej kolei zawiaduje gnieźnianin z pochodzenia, z kolejarskim pochodzeniem. – Ta przestrzeń jest ważna dla naszego miasta. Gniezno to nie tylko piastowska historia, ale i historia przemysłu i industrializacji XIX i XX wieku, którą pamiętamy jeszcze my i nasi rodzice i dziadkowie. Musimy o to zadbać! – podkreśla. Franka Sterczewskiego odbieramy z gnieźnieńskiego dworca. Znany z promowania komunikacji zbiorowej poseł z Poznania przyjechał tu oczywiście pociągiem. Zanim udamy się do parowozowni, opowiadamy mu o braku możliwości w przejściu wprost ze stacji do ulicy Składowej. Mówimy też o innych dysfunkcjach dworca i stacji, np. za niskich peronach i braku wind na nie. Ruszamy do parowozowni, ale jedyną, okrężną drogą przez wiadukt – wąskim i dziurawym chodnikiem ulicy Dworcowej, potem ruiną chodnika ulicy Składowej do bramy parowozowni. Tam wita nas Patryk Kuliński, który otwiera bramę cudownego obiektu i zaprasza nas do środka.
Prezes stowarzyszenia Parowozownia Gniezno od początku zaznajamia nas z misją organizacji, która ma dwa tory działania. Jeden to promocja zabytku poprzez oprowadzania po nim turystów i udostępnianie go, wraz z lobbowaniem gdzie się da o fundusze na ten cel, a drugim jest jego ratowanie. Utrzymanie parowozowni to nieustanne łatanie dziur, szyb w oknach, wymiany desek, karczowanie terenów zielonych, sprzątanie. Zajmuje się tym grupa wolontariuszy. Kiedy zaglądamy tu w zwykły poniedziałkowy wieczór, ktoś kosi trawę, a inny maluje płot. Praca jest tu zawsze do zrobienia. W tych pracach pomagają lokalne firmy, które bezpłatnie użyczają np. rębak. To ich wkład w dziedzictwo miasta i regionu. Problemów jest więcej. Złomiarze, pogoda i bezdomni to kolejne przeszkody. Po wprowadzeniu monitoringu wizyjnego kradzieży jest mniej, ale pogoda (deszcz, wiatr i śnieg) powodują zniszczenia w części hal gdzie dachy uległy już zawaleniu, a bezdomni w części obiektów to zagrożenie pożarowe. Tuż obok, wyjątkowe w skali europejskiej urządzenia: dwie obrotnice, przesuwnica, zasiek węglowy, drewniany żuraw węglowy, dyspozytornia. – To, że one znajdują się w jednym miejscu, na największym obszarowo takim obiekcie, czyni parowozownię w Gnieźnie unikatem na skalę europejską. Dodając do tego dwie wachlarzownie, elektrownię, kotłownię, kiedyś remizę strażacką, wielki magazyn olejowy, stację benzynową, naprawdę sprawia to, że mamy tu kompleksowo wszystko, co potrzebne do obsługi parowozów. W Europie takiego kompleksu nie ma. Być może gdzieś w Chinach jest coś podobnego – chwali obiekt Kuliński.
Choć dla T. Dzionka i mnie, jest to kolejna już wizyta w parowozowni, to obiekt ciągle robi na nas wrażenie. Dla Franka Sterczewskiego to pierwsza wizyta w tym miejscu. Jest wyraźnie zafascynowany. Robi setki zdjęć, zadaje mnóstwo pytań. Zaglądamy do wieży wodnej, oglądamy w niej oryginalny stalowy piec do ogrzewania instalacji. Pod wielkim zbiornikiem Patryk pokazuje nam na tablecie film, jak działała jeszcze kilkanaście lat temu parowozownia. Teraz jedyny stukot jaki do nas dochodzi, to od przejeżdżających przez stację składów pasażerskich. Jeszcze standardowy ręczny obrót obrotnicą do parowozów i wchodzimy do sąsiednich wachlarzowni. O ile obiekt zarządzany przez stowarzyszenie pełen jest sprzętu kolejarskiego, zabytków, narzędzi i kilku egzemplarzy taboru kolejowego, to wyróżnia go jeszcze coś istotnego. Połatany dach i sprawna instalacja elektryczna. Gdy wchodzimy do dalszych hal widzimy niekończącą się ruinę zadaszenia. W słoneczny nadchodzący już wieczór wpada do środka przez braki w deskowaniu i papie barwa złota. Choć wygląda to malowniczo, to gospodarz miejsca ostrzega nas, że w deszczowe i śnieżne dni, wszystko tutaj cieknie, niszcząc mury, bramy, okna, a w końcu dalej degradując dachy. Z miesiąca na miesiąc jest ich mniej. Tutaj stowarzyszenie nic nie może zrobić oprócz uprzątnięcia tego co spadło. To tereny wyłączone z ekspozycji, a do tego potrzeba ogromnych pieniędzy i specjalistycznych prac. W trakcie spaceru zachwyt nad industrialem wielkich przestrzeni miesza się z trwogą o przyszłość tego miejsca, oraz złością, że pozwolono w zaledwie kilkanaście lat doprowadzić do takiego stanu. Kończąc wycieczkę pytam Franka o wrażenia. – Jak mówi przysłowie, „gdzie ruina, tam jest szansa na skarb”. Choć te budynki stoją i czekają na zagospodarowanie i mogą przypominać ruinę, to gołym okiem widać tu potężny potencjał. To może być koło zamachowe nie tylko dla Gniezna, ale i dla Wielkopolski. Tu splata się wiele opowieści: transportowych, historycznych, przemysłowych, architektonicznych. Tutaj wyobraźnia uruchamia się sama – nie kryje zachwytu poseł. Sterczewski zwrócił tu uwagę na zrealizowane już podobne przykłady rewitalizacyjne w Niemczech, Holandii czy niedalekim Żninie. – Tu nie można dłużej czekać. 150-lecie parowozowni to czas poważnej rozmowy i decyzji, co dalej. Czas spojrzeć w przyszłość. Cieszmy się historią, ale zastanówmy się, co te przestrzenie mogą zaoferować. Kolej już nie jeździ na węgiel, ale parowozownia może być miejscem spotkań, gastronomii, konferencji, koncertów, wydarzeń kulturalnych. Jest tu wiele powodów do rewitalizacji. Parowozownia zasługuje na drugie życie. Będziemy prowadzić dalsze rozmowy z decydentami – zapewnił.
W trakcie rozmów pojawiły się pomysły na zainteresowanie wszystkich decydujących o teraźniejszości i przyszłości tego miejsca podmiotów i stron. Pierwsze działania zostały podjęte niemal natychmiast. Da się wyczuć, że okazja jubileuszu może być tym momentem, który będzie „okienkiem pogodowym” do zrobienia czegoś konkretnego do ratowania zabytku. „Okrągły stół” dla parowozowni? To już nie czas na przekładanie ważnych decyzji na potem. Czas fizycznego istnienia jednego z symboli Gniezna dobiega końca.