„Zapomniana zbrodnia”
„To była największa zbrodnia w dziejach Gniezna”
„Zapomniana zbrodnia” to książka poświęcona blisko 10 tysiącom bestialsko zamordowanym, a następnie spalonym pacjentom szpitala „Dziekanka” w Gnieźnie. To tylko symboliczne przywrócenie należnej im pamięci, ale też wielki krok w kierunku rozwiązania zagadki ich zniknięcia. Stracenie tak wielkiej liczby chorych, to jak wymazanie z mapy sporego miasteczka. Właśnie mija 85. rocznica tej zbrodni i 20. rocznica odkrycia „dołów śmierci” w Nowaszycach przez autora wydawnictwa.
To już drugie wydanie bestsellerowej książki, która jest swoistym raportem z dziennikarskiego śledztwa, które przeprowadził dwie dekady temu dziennikarz Karol Soberski. – To największa w historii Gniezna zbrodnia. Nie było większej – podkreślał autor wydawnictwa. Choć oficjalnie mówi się o 3600 zamordowanych osobach, to książka ujawnia kolejnych 75 nazwisk. – Ale zamordowanych, zagazowanych jest więcej. Przypuszczam, że nawet 10 tysięcy pacjentów. Mamy na to dowody i niebawem je opublikujemy – zdradza K. Soberski. To upór i ciekawość dziennikarza pozwoliły dopisać kolejny rozdział do tragicznych dziejów II wojny światowej. Zmasowana akcja eksterminacji pacjentów szpitali psychiatrycznych, przez niemieckiego agresora, była dowodem na zbrodniczość całego hitlerowskiego reżimu, który wstrząsnął światem. Historia jest ciągle żywa. Zaledwie 10 dni przed spotkaniem autorskim, dziennikarz, wraz ze Stowarzyszeniem „Wizna 1939” odkrył w lasach nowaszyckich kolejne miejsce eksterminacji pacjentów z „Dziekanki”. – To stos na którym Niemcy spalili pacjentów. Myśleliśmy, że już tam nie wrócimy, ale to znalezisko zmienia w ogóle nasz punkt widzenia na tę zbrodnię. Szukamy zatem dalej – podkreślił Karol Soberski.
Nie byłoby zapewne dziennikarskiego śledztwa, które dało w rezultacie cenną wiedzę o niemieckim mordzie, gdyby nie przypadek. 20 lat temu przyszedł do redaktora człowiek z Dziadkowa, który pytał: dlaczego nikt się nie zajmuje „dołami śmierci” w Nowaszycach. – Zgłupiałem. Ponad 60 lat po wojnie jakieś „doły śmierci”? Brzmiało to nieprawdopodobnie. Udałem się do wójta gminy Mieleszyn, ale on nic nie wiedział. Skierował mnie za to do dwóch najstarszych mieszkańców gminy – panów Sylwestra Walkowiaka i Henryka Pujanka. Obaj panowie stwierdzili, że żadnych dołów nie ma. Ale wiedziałem, że do końca nie mówili prawdy. Powołałem się na mojego dziadka, Franciszka Rubaszewskiego. Okazało się, że go znali. Zabrali mnie na te „doły śmierci” – wspomina autor. Tak rozpoczęło się śledztwo, którego tylko pewnym przystankiem jest wspomniane spotkanie autorskie związane z drugim wydaniem książki. Ale śledztwo trwa i dalej się rozwija. Karol Soberski chce sprawą zbrodni i nowego odkrycia w Nowaszycach zainteresować sfery rządowe. Tę zagadkę trzeba rozwikłać możliwie kompletnie. Do samego końca.