Działania ochronno-obronne w ZK
Fatalny dzień w Zakładzie Karnym w Gębarzewie: pożar, bunt i próba odbicia więźnia
Więzienia to miejsca w których na małej zamkniętej przestrzeni znajduje się wiele osób. Do tego cały kompleks takich miejsc jest szczelnie zamknięty przed światem zewnętrznym. To jak enklawa, miasto w mieście, gdzie przebywają ze sobą dzień w dzień ludzie skazani na wyroki więzienia za różnorakie przewinienia oraz ci, którzy mają w tych warunkach utrzymać ład i porządek, podejmować próby resocjalizacji i pomóc w powrocie do społeczeństwa skazanym – czyli funkcjonariusze Służby Więziennej oraz pracownicy cywilni. Co jeśli jednak w tych warunkach zdarzy się wypadek, a nawet seria takich wypadków?
Jest upalny dzień – wtorek 28 maja. Życie Zakładu Karnego w Gębarzewie toczy się swoim ściśle ustalonym rytmie dnia. Tu nie ma miejsca na poluzowanie dyscypliny. W celach więzienia przebywa 740 osadzonych, którzy odsiadują tutaj wyroki z najrozmaitszych paragrafów prawa. O ład i porządek oraz bezpieczeństwo dba też kilkuset funkcjonariuszy Służby Więziennej oraz pracownicy cywilni. Brama więzienia otwiera się i zamyka co kilkanaście minut. Zakład żyje jak małe miasto. Wjeżdżają zatem samochody dostawcze z żywnością, wyjeżdżają konwoje z osadzonymi. Co kilka minut huczy charakterystyczne trzaskanie bram, furt; stalowe klucze głośno przekręcają zamki w licznych drzwiach, brzęczą otwierane na elektromagnesy kraty. Nagle, tuż po godzinie 9, jeden z funkcjonariuszy zauważa dym wydobywający się zza blaszanej bramy. Za nią jest punkt segregacji odpadów. To duże zagrożenie. Niestety, pracuje tam osadzony, a dym to nie efekt zwykłego zatlenia, ale już dużego pożaru. Ogień w wysokiej temperaturze otoczenia szybko się rozprzestrzenia po pomieszczeniu odcinając od wyjścia osadzonego. Wezwane zostają natychmiast jednostki straży pożarnej, zarówno zawodowe z Gniezna, jak ochotnicze z okolicy – Żydowa i Czerniejewa. W tym czasie funkcjonariusze tworzą kordon oddzielający miejsce pożaru od reszty zakładu. Już na etapie wezwania strażaków ustalone jest, którą bramą mają wjechać na teren więzienia i znają lokalizację do przeprowadzenia akcji ratunkowej. Pierwsi bramę więzienia przejeżdżają ochotnicy z Żydowa i ubrani w aparaty tlenowe wchodzą do objętego ogniem pomieszczenia. W tym momencie pojawiają się już kolejne wozy bojowe. Rozwijane są węże i uruchamiana jest dmuchawa do oddymiania miejsca akcji. Dzięki dobrej i wyćwiczonej współpracy, udaje się z pomieszczenia wyprowadzić osadzonego, któremu pierwszą pomoc udzielają przybyli na miejsce ratownicy medyczni. Pożar zostaje ugaszony.
To nie koniec feralnych informacji w tym dniu. Kiedy strażacy opuszczają już teren zakładu, funkcjonariusz działu ochrony, który obserwuje przez monitoring teren więzienia, dostrzega dwóch osadzonych, którzy w pomieszczeniu sali widzeń zakłócają porządek. Chwilę wcześniej w więziennej kantynie zrealizowali zakupy, ale odmówili powrotu do cel. Z sali widzeń zrobili fortyfikację. Stoły i krzesła ułożyli na stosy. To trudna i niebezpieczna sytuacja. Do działania od razu są zadysponowani funkcjonariusze Służby Więziennej. W ochronnych strojach i z tarczami podchodzą do okna budynku. W ten sposób próbują negocjować ze skazanymi opuszczenie przez nich sali. Ci odmawiają. W wulgarnych słowach odmawiają rozmów, chcą więcej widzeń, dostępu do telewizji i konsoli do gry. Wszelkie próby stanowczego żądania do zażegnania awantury nic nie dają. Są agresywni. – „03 do 02, potrzebna jest wasza pomoc” – mówi przez radio dowodzący akcją. Po chwili pojawia się grupa funkcjonariuszy, która przecina łańcuch utrudniający dostęp do pomieszczenia. Torują tym samym drogę funkcjonariuszom GISW, czyli Grupy Interwencyjnej Służby Więziennej – specjalnej jednostki wewnętrznej, która zajmuje się tłumieniem takich niebezpiecznych sytuacji, zanim rozleją się one na cały zakład. Po chwili grupa GISW rozbiera barykadę i wchodzi do środka. Osadzeni zostają obezwładnieni i wyprowadzeni na zewnątrz. Niestety, okazuje się, że jeden z funkcjonariuszy został ranny. Potrzeba jego ewakuacji na noszach i interwencji medyków.
Kiedy wydaje się, że wreszcie sytuacja w Zakładzie Karnym wróciła do swojego normalnego rytmu, dochodzi do zajścia tuż przed bramą więzienia, już po „wolnościowej” stronie. Szczególnie niebezpieczny osadzony akurat miał być transportowany, kiedy grupa osób próbuje to uniemożliwić. „Uwolnić Romana” – krzyczą! Pod pojazd nieznana osoba z tej grupy rzuca jakiś pakunek i świece dymne. Zachodzi obawa, że grupa ma zamiar uniemożliwić dalszy transport osadzonego i go uwolnić. Ponieważ sytuacja dzieje się już poza Zakładem Karnym, wezwana zostaje policja z Gniezna, której pomagają w zabezpieczeniu funkcjonariusze z Gębarzewa. Więzień zostaje ewakuowany do innego podstawionego samochodu, a policjanci zajmują się blokującymi przejazd. Zostają oni obezwładnieni i zatrzymani. Dochodzi też do sprawdzenia pakunku.
Wspomniane wyżej sytuacje mają miejsce w polskich więzieniach. Nie o wszystkich tego typu zdarzeniach się słyszy, ale dochodzi do nich często. Sprawdzone i wypracowane mechanizmy muszą działać jak najlepiej, bo w takich miejscach jak zakłady karne, nie ma centymetra przestrzeni na pomyłkę. Tu może dojść do tragedii na dużą skalę, gdyby któryś z elementów bezpieczeństwa zawiódł. 28 maja w Zakładzie Karnym w Gębarzewie doszło do zrelacjonowanych wcześniej zdarzeń, ale były to tylko ćwiczenia. Od lat media są zapraszane na takie wydarzenia, by z bliska przyjrzeć się odpowiedzialnej roli Służby Więziennej. A jest ona trudna i często niedoceniana. Pełna gotowość do podjęcia działania, które może zapobiec tragedii i uratować ludzkie życia, to codzienność w tej pracy. Od szybkiego rozpoznania zagrożenia, do podjęcia decyzji o wezwaniu innych służb, mijają często tylko sekundy. – Musimy sprawdzać się, a współdziałanie z innymi służbami ćwiczyć w boju i wyciągać z tego wnioski. Lepiej te wnioski wyciągać właśnie w takich ćwiczeniach, niż w sytuacjach już alarmowych – mówi ppłk Zbigniew Dolata, dyrektor Zakładu Karnego w Gębarzewie. Jak zwraca uwagę szef więzienia, rezultat takich działań może wpłynąć na zmianę algorytmów pewnych procedur, np. na wjazd strażaków na teren zakładu, czy przepustowość bram. – Ćwiczymy tutaj symulacje zdarzeń, które faktycznie mogą mieć miejsce – dodaje z kolei mjr Krystian Rynarzewski, z-ca dyrektora. – Przypomnę, że przebywają tu osoby, które popełniały przestępstwa na wolności i są mocno zdemoralizowane. W ich głowach pojawiają się różne pomysły. Niektórzy dostosowują się do warunków odbywania kary, ale niektórzy pokazują swoje „możliwości” wyuczone poza zakładem. Podkreślę, wszystko to, co dziś ćwiczymy, może mieć miejsce faktycznie – podsumowuje. Obecnie Zakład Karny w Gębarzewie zatrudnia 300 funkcjonariuszy i osób cywilnych. Osadzonych tutaj jest 740 osób.