Pod patronatem „Przemian”
AKKC – Akuratna Koronacja Króla Chrobrego

Pomysł, by po roku ponownie zaprosić do Gniezna formację, która dopiero „mości się” po swoim fonograficznym debiucie, mógłby być ryzykowny gdyby nie fakt, że poznaniacy z gnieźnianinem w składzie zrobili przez ten czas wielki postęp i są dziś formacją z wizją siebie, umiejętnościami i niebanalnym podejściem do muzyki. Warto taki rozwój obserwować na bieżąco i nie tracić go z pola widzenia wzroku i zasięgu słyszalności słuchu. Do tego wydarzenie rozbudowano o wątek koronacyjny, który wzruszył i zaskoczył słuchaczy.
AKKC (czyt. Anti Komeda Komeda Club) to młoda jazzowa formacja z Poznania. Muzycy studiujący na tamtejszej Akademii Muzycznej sformowali się tak naprawdę przy okazji uzyskania dyplomów, a połączył ich… Krzysztof Komeda, który był tematem do opanowania na zakończenie nauki. Ponoć – mówiąc eufemistycznie – do dzieł mistrza nie mieli zbyt entuzjastycznego podejścia, ale ten dyplom – w końcu uzyskany – otworzył im nową perspektywę. Z Anti Komedy do Komedy Clubu droga okazała się krótka. Muzycy podjęli się wyzwania zbudowania własnej interpretacji takiego potężnego dzieła Komedy jak „Kattorna” czy tanecznego „Cherry” z filmowego debiutu Polańskiego. Porywanie się na „rozgrzebanie” i ubogacenie (także elektroniką) otoczonych kultem słuchaczy utworów to brawura, na którą nie każda młoda formacja chce sobie pozwolić. A oni to zrobili! I to fantastycznie, z poszanowaniem pierwowzoru! Pierwszy koncert w Gnieźnie (maj 2024 r.) był dla gnieźnieńskiej publiki powiewem świeżości i pełnym zaskoczeniem jakością muzyki prezentowanej ze sceny, ale występ poznaniaków po roku zaskoczył ponownie – tym razem rozwojem formacji, zgraniem, solowymi popisami umiejętności, nieszablonowymi „złamaniami” konwencji. Oni przyspieszyli szybciej niż by się tego po prostu oczekiwało! Jeśli dla młodego jazzu ograniczenie prędkości wynosi 120 km/h, oni jadą 130 lekko naginając prawo i to, zdaje się, mocno się im opłaci.
Obserwowanie muzyków z osobna daje poczucie wdzięczności, że ostatniego roku nie przespali, choć może w mediach ogólnopolskich za bardzo nie było ich widać (niesłusznie). Ich debiutancka płyta „VOL. 1” ma się dobrze, a zagrane ponownie autorskie „rybne” kompozycje to ciągle kawał świetnej muzyki. Potężny i gęsty „Jesiotr” to orbitowanie wokół rocka progresywnego czy wręcz artrocka. Zróżnicowany styl zespołu to efekt dzielenia się i kreatywności jego członków. Dzielą się oni ze sobą pomysłami, a płyta to zlepek autorskich kompozycji. Dlatego nie ma tu nudy, co zdarza się, gdy jeden lider odpowiada za całość muzyki. Koncert w Gnieźnie miał jeszcze dodatkowy atut. Dzięki otwartości muzyków oraz pomysłowi organizatora wydarzenia i propagatora jazzu w Gnieźnie – Krzysztofa Gronikowskiego z Agencji JazzGra, wydarzenie miało jeszcze drugą odsłonę – „koronacyjną”. Był to ukłon AKKC do obchodzonego w tym roku jubileuszu pierwszych polskich koronacji królewskich. Nie mogło być zatem tutaj standardowo. Wrażenie zrobiła kompozycja Michała Żółtowskiego. Jak zdradził publiczności, skomponował ją jeszcze będąc uczeniem liceum w Gnieźnie. To zaskakujące, jak ten motyw został rozbudowany i świetnie komponuje się z całą muzyczną linia AKKC. Muzycy sięgnęli w tej części także do Komedy i poruszenie publiki wywołało tu przywołanie ballady „Nim wstanie dzień”. Oczywiście, zagranej według własnej interpretacji, „ujazzowionej” z pierwowzoru, ale z zachowaniem wokalizy. Publiczności świetnie zaprezentowała się sopranistka (gnieźnianka) Iga Bogucka. Na bis muzycy sięgnęli po kołysankę Komedy z filmu „Dziecko Rosemary”, gdzie znowu wokalistka zachwyciła umiejętnościami i czystością śpiewu. Było to wieczór pełen zaskoczeń, gęstego koncertu z mocnym brzmieniem. Elektronika, tak charakterystyczna dla AKKC, ciągle jest podporą twórczości zespołu i jeszcze nie dominuje nad klasycznym brzmieniem, choć trendy obecnie są inne, to jednak nie ma tu wrażenia „utopienia w prądzie”, tylko minimalnie (choć stanowczo kiedy trzeba) jest wykorzystywana do urozmaicenia brzmienia. AKKC zrosło się z gnieźnieńską publiką i wyraźnie chłopacy z zespołu mają tu swoje miejsce, gdzie specjalnie na ich koncert nie będzie trzeba nikogo zachęcać. Dobrze by było, gdyby ich sceniczna energia mogła być jeszcze wykorzystana w otoczeniu klubu muzycznego, ale takiego już w mieście nie ma. Śledźmy zatem dalszy rozwój formacji, bo wypełnia ona miejsce między jazzem tradycyjnym, a ściśle elektronicznym i tym samym łączy fanów obu gatunków.