Przejdź do treści głównej

Strajk w Jermiasie

Koniec strajku! Strony sporu w Jeremiasie doszły do porozumienia

To był prawdopodobnie najdłuższy strajk w Polsce po roku 1989. Przez 41 dni kilkudziesięciu pracowników oddziału fabryki produkującej systemy kominowe walczyło o swoje postulaty, a o proteście w Gnieźnie dowiedziała się cała Europa. Do Polski płynęły słowa wsparcia z organizacji pracowniczych z całego kontynentu. Spór pomiędzy częścią robotników a zarządem firmy był momentami bardzo ostry, nawet dramatyczny. Dopiero propozycja prezydenta miasta podczas specjalnej „kryzysowej” sesji Rady Miasta na temat sytuacji w zakładzie, wyrwała konflikt z klinczu i dała nadzieję na porozumienie.

Najwidoczniej do rozemocjonowanych stron konfliktu w zakładzie Jeremias w Gnieźnie, które przez tygodnie nie mogły dojść do porozumienia, musiało zostać dopuszczone świeże powietrze. Konflikt zwarł się w bokserskim klinczu i żadna ze stron nie myślała, by odpuścić swoje racje. Zniecierpliwienie było ogromne, a niechęć między strajkującymi pracownikami, a zarządem firmy – tylko rosła. Zdawało się, że przeniesienie konfliktu i postulatów spod zakładu przy ul. Kokoszki w neutralne miejsce, może być czynnikiem studzącym emocje. A gdyby do tego doszli mediatorzy spoza sporu, cieszący się zaufaniem mieszkańców miasta, to byłby już kierunek do wyjścia z impasu. Taką propozycję złożył obu stronom Michał Powałowski, prezydent miasta, który zaproponował, by negocjacje przenieść do Starego Ratusza – miejsca obrad samorządu miejskiego, a próbę podjęcia mediacji między stronami podjęliby radni z trzech klubów Rady Miasta Gniezna. Tak też się stało. I tura rozmów nie przyniosła przełomu, stąd oczekiwania przed zaplanowaną na 14 lipca II turą, były ogromne. Wielu strajkujących przeczuwało, że może to być ostatnia szansa na dojście do porozumienia. W przypadku fiaska negocjacji – strajk wróciłby do punktu wyjścia. Emocje i nadzieje od rana były zatem ogromne.

Pod Starym Ratuszem oczekiwała duża liczba strajkujących i wspierających strajk osób i organizacji. Trąbkami i bębnami wspierali zasiadających na ostatnim piętrze gmachu kolegów, którzy negocjowali z zarządem firmy porozumienie przy współudziale miejskich radnych. Co kilkadziesiąt minut strona protestująca wychodziła do załogi relacjonować przebieg spotkania i pytać ją o zdanie. To był prawdziwy kołowrotek emocji. Nie wszystkie propozycje był dla pracowników firmy do przyjęcia. Padały hasła o zerwaniu negocjacji, zaostrzeniu kursu lub jego złagodzeniu. W pewnym momencie wydało się, że z porozumienia nic nie wyjdzie. Zapytana o zdanie załoga powiedziała „nie” zaproponowanym stronie strajkującej warunkom. Bartosz Kurzyca i Mariusz Piotrowski reprezentujący załogę zniknęli po chwili za drzwiami budynku. Wrócili dopiero po godzinie z nowymi opcjami porozumienia. Te, były już do przyjęcia, choć nie wszyscy się z nimi do końca zgadzali. Wszyscy podkreślali jednak, że kompromis to jedyna rzecz, która musi w tej sytuacji stać na samym przodzie rozmów. Wrócono do negocjacji. Po godzinie 14 w końcu związkowcy wyszli z budynku z wynegocjowanymi warunkami: podwyżka 700 złotych brutto (do styczniowej kwoty 300 zł zarząd dodał jeszcze 400 zł), 20 minut przerwy, a okres rozliczeń – wszystkie soboty poza jedną w miesiącu rozliczane jako nadgodziny, a nie jak wcześniej, darmowe. Po przekazaniu tych opcji, doszło do głosowania. Wszyscy byli za. Wyraźnie przyjęto to z ulgą. Nie były to, co prawda, od początku stawiane firmie warunki, ale jak podkreślano, to kompromis na który można przystać. Po otrzymaniu zgody załogi, związkowcy wrócili do Starego Ratusza przekazać ich decyzję: „Zgadzamy się”. Strajk zatem po 41 dniach został zakończony, a na ulicy zaczęła się fiesta radości.

Kompromis polega na tym, że nigdy obie strony nie będą w pełni zadowolone, ale my, uznajmy to jako sukces – powiedział chwilę po podpisaniu porozumienia Mariusz Piotrowski, lider strajku, nie kryjąc ulgi. Ze strony zarządu uzyskano zapewnienie, że osoby strajkujące nie poniosą konsekwencji za protest . –Wprowadziliśmy trochę cywilizacji, bo większość sobót w miesiącu będzie płacone jako nadgodziny, a nie będzie wymuszana jako darmowa praca. To duży sukces – cieszył się również Bartosz Kurzyca. Obaj związkowcy uważają nowe warunki za godne i strajk oraz długa walka opłaciły się. – Warto się nie poddawać. Iść przed siebie mimo problemów – dodał M. Piotrowski wskazując, że ten przykład to dobry sygnał dla załóg fabryk w całym kraju. Sam lider strajku nie wraca jednak na zakład. Jego zwolnienie z pracy będzie przedmiotem postępowania przed Sądem Pracy. Strajk zatem zakończony, a załoga wraca do pracy. Pierwszy dzień w którym będą mogli wrócić na zakład to 15 lipca, ale wynegocjowano też dzień „buforowy” i chętni pracownicy będą mogli wrócić także dzień później. Wszelkie blokady i akcje protestacyjne zostały odwołane.

Satysfakcji z zakończenia sporu nie kryje Marcin Mróz, dyrektor zarządzający w zakładzie Jeremias. – To dla wszystkich dobrze. Przy współudziale Rady Miasta udało się znaleźć wspólny dialog i porozumienie. Tego brakowało nam w ostatnim czasie. Bardzo się cieszę, że udało się nam powołać forum pracownicze, które będzie platformą głosu pracowników, na której będzie można rozwiązywać bieżące problemy – przekazał dyrektor. Zwycięzcą także, choć nie byli oni osią sporu, a jedynie mediatorami, są miejscy radni, którzy podjęli się trudnego zadania zbliżeni obu stron. Jak podkreślali – robili to dla dobra miasta. – Pomidor – śmieje się radny Tomasz Dzionek na pytanie, czy negocjacje były łatwe czy trudne. – Były trudne, ale rzadko się zdarzają mediacje, które by takie nie były. Muszę stwierdzić, że obie strony z poszanowaniem ustaliły warunki i je podpisały. My się cieszymy, że jako radni mogliśmy w tym pomóc – powiedział po podpisaniu porozumienia. Radości z pozytywnego finału w sporze nie kryła radna Natasza Szalaty. – Była wola do bardzo konstruktywnego spotkania. Cieszymy się ogromnie, że udało się nam to wypracować i porozumienie jest podpisane – podkreśliła nie kryjąc emocji. W mediacjach brał udział także radny Paweł Kamiński. Świętowanie pracowników Jeremiasa zaczęło się zaraz po wyjściu z budynku, gdzie już trąbami i bębnami witali swoich liderów strajkujący. Były łzy wzruszenia i podziękowania. Strajk po 41 dniach został zakończony.

Tagi