Strajk w Jeremias
Strajk w Jeremiasie i wielkie emocje w Starym Ratuszu. Czy samorząd pomoże rozwiązać spór?

To była sytuacja bez precedensu, ale zaogniający się spór w zakładzie Jeremias w Gnieźnie, najwyraźniej tego wymagał. Na wniosek strajkujących w fabryce parowników i przychylności grupy radnych, zwołano nadzwyczajną sesję lokalnego samorządu. Tematem – wysłuchanie obu stron (jak się okazało – jest też trzecia) i próba mediacji między nimi. Po 1989 roku nie było w mieście takiej sytuacji, by strajk w prywatnej firmie doszedł do punktu, że przeniósł się on przed oblicze Rady Miasta.
Po 3 tygodniach strajku części załogi gnieźnieńskiego zakładu firmy Jeremias, ciągle nie było żadnego przełomu w sporze pracowników z zarządem firmy. Obie strony okopały się na swoich pozycjach negocjacyjnych i wcale się do siebie nie zbliżyły. Związkowcy skierowali zatem poprzez radną Nataszę Szalaty apel do całej Rady Miasta Gniezna, by ta wysłuchała racji każdej ze stron i spróbowała wpłynąć na bieg spraw. Ostatecznie, na wniosek 15 radnych zwołano nadzwyczajną sesję samorządu, w dniu 16 czerwca. Do tej pory takie „szybkie” sesje zwoływano w sprawach np. wymagających nagłych zmian w finansach lub by uczcić jakieś ważne wydarzenie. Tym razem radni mieli na swoim forum wysłuchać obu stron, które praktycznie ze sobą nie rozmawiają. Do Starego Ratusza przybyło kilkudziesięciu strajkujących pracowników zakładu wraz ze związkowcami, a stronę firmy reprezentowali dyrektor, rzecznik i prawnik. Pojawiło się także kilku pracowników Jeremiasa, którzy nie strajkują oraz dwoje posłów z Lewicy. Od samego początku atmosfera była gorąca od emocji. Skromna widownia sali sesyjnej nie miała szans pomieścić gości, zatem niemal cała wolna przestrzeń została zapełniona strajkującymi, którzy żywo reagowali na to, co się dzieje – a raczej mówi na sali. Wielokrotnie przewodniczący rady musiał dyscyplinować zgromadzonych, bo sytuacja przypominała wiec. Emocje były tak duże, bo i spór znalazł się na ostrym zakręcie.
Jako pierwszy stanowisko przedstawił Mariusz Piotrowski, lider strajku, który został wyrzucony z pracy, ale na mocy zabezpieczenia sądu do niej przywrócony. Jednak firma pracownika nie wpuściła na zakład do dziś. – Zastraszano nas, mówiono że strajk jest nielegalny, a za przystąpienie do niego grożono karami – mówił. Zwrócił też uwagę na rynek pracy w Gnieźnie, który nie jest konkurencyjny, a miasto pustoszeje. – Ludzie uciekają za pracą – zauważył pracownik. Aspekt prawny legalności strajku i działań nieprawnych Jeremiasa opisała prawniczka OZZ Inicjatywy Pracowniczej, Magdalena Malinowska. Na prezentacji punkt po punkcie przedstawiła ona sytuację od początku powstania sporu w firmie. Podkreśliła, że strajk jest legalny, co potwierdziło Ministerstwo Pracy, jednak zarząd firmy działa tak, jakby prawa nie uznawał. – Spór zbiorowy to nasze demokratyczne prawo o której walczyły nasze rodziny. Jako społeczeństwo ponieśliśmy w tej walce czasami ogromne straty, a teraz to prawo jest nam odbierane – zwróciła się do radnych i dodała, że firma niszczy środowisko w Gnieźnie. Kolejny głos także należał do strony związkowej. Bartosz Kurzyca z komisji krajowej Inicjatywy Pracowniczej nie krył uznania do protestujących pracowników. – Pokazali, że mają godność i są w stanie korzystać z praw danych im przez konstytucję i ustawy. Szacunek dla was – dopingował pracowników. Dalej, w pokazie slajdów przedstawił dane o firmie Jeremias, jej zyskach i ilości pracowników. Mówił o zarobkach pracowników i sytuacji, kiedy na początku strajku więźniowie tutaj zatrudnieni wytyczyli zamkniętą przestrzeń dla nie podejmujących pracy. – Brońcie praw pracowniczych, bo to są prawa mieszkańców Gniezna – apelował.
Stanowisko firmy przedstawił Grzegorz Indulski, rzecznik spółki. Zarzucił on, że przedmówca użył danych zmanipulowanych, co radnych oddala od poznania rzeczywistej sytuacji w zakładzie. Zarzucił on drugiej stronie, że ta wprowadza poprzez media opinię publiczną w błąd. Rzecznik prostował słowa o dotacjach dla firmy, ilości zatrudnionych pracowników czy rodzaju umów zawieranych w firmie. – To kompletna manipulacja i czysta demagogia – komentował słowa o warunkach pracy w firmie, które mają zabijać pracowników. – Nie ma ani jeden sytuacji, która zagrażałaby życiu – dodał podpierając się pismem Państwowej Inspekcji Pracy. G. Indulski stwierdził też, że strajk nie jest masowy i dotyczy tylko 20 procent załogi, a produkcja firmy się rozwija i strajk nie ma na kondycję zakładu wpływu. Po chwili zauważył jednak, że przez protest otoczenie firmy ulega pogorszeniu i może to zmusić spółkę-matkę do przeniesienia części produkcji do innych zakładów w Europie, co już miało nastąpić. Dodał do tego „czarny PR” roztaczany nad firmą, a część radnych i strajkujących oburzyły słowa rzecznika, że protest przed firmą w dniu 13 czerwca był nielegalny i miało w jego trakcie dojść do zaatakowania policji wulgaryzmami. Dwóch miejskich radnych zadzwoniło na komendę i uzyskało odpowiedź, że do takiej sytuacji nie doszło. Stało się to w dalszej części pretekstem u kilkorga radnych, do przekonania, że są oni manipulowani przez stronę firmy. Rzecznik zapewnił, że działania firmy wyszły naprzeciw oczekiwaniom strajkujących, ale nie zostały one przez nich podjęte. – Zadymiarskie działania niektórych związkowców, zamiast pomóc, tylko szkodzą – podkreślił.
W imieniu spółki głos zabrał także prawnik, który przedstawił punkt widzenia firmy na sporne kwestie prawne, które są obecnie przedmiotem postępowania sądowego. Po nim do radnych słowa skierował Marcin Mróz, dyrektor firmy. Stwierdził on, że protest traci poparcie w załodze. – Dużym nieszczęściem by było, gdyby związki zawodowe doprowadziły do zamknięcie tej firmy – przestrzegł. W dalszym etapie na przemian ponownie odpowiadali sobie przedstawiciele obu stron. Wypowiedział się także w przejmujących i ostrych słowach poseł Tadeusz Tomaszewski, który nie szczędził krytycznych słów dla działań firmy wobec legalnie strajkujących, jednocześnie wzywając do podjęcia dialogu. W podobnym tonie wypowiadali się radni. Wszyscy wypowiadający się krytykowali jednoznacznie doprowadzenie w firmie do takiej sytuacji i złego traktowania pracowników. Wytykali też niejednokrotnie nieścisłości w narracji przedstawicieli firmy i z wieloma w niej zawartymi tezami po prostu się nie zgadzali. To było zaskakujące, bo część radnych początkowo opierała się zwołaniu sesji nadzwyczajnej w tej sprawie, ale przebieg sesji i jej atmosfera wyraźnie ich ośmieliły. Stając po stronie głosu załogi, wezwali do dialogu, by jednocześnie firma na tym nie ucierpiała. Wszyscy poparli pełne prawo do strajku i wzywali firmę do respektowania praw pracowniczych.
Na koniec pojednawczy głos zabrał Michał Powałowski, prezydent Gniezna. – Dla Gniezna ważne są też zakłady pracy. Tą sesją musimy rozważnie działać, by pracodawcy, którzy są tutaj na rynku pracy, nie zniechęcili się, że rada jest przeciwko pracodawcom. Musimy słuchać głosu wszystkich i dialog jest tutaj najważniejszy – powiedział i zaproponował rozwiązanie, którego chyba nikt wcześniej się nie spodziewał. W ocenie prezydenta Stary Ratusz może stać się przestrzenią dialogu między stronami, a mediować mogą między nimi radni. Zespół mediacyjny powstałby z przedstawicieli każdego z 3 klubów w samorządzie. Jak dodał prezydent, każdemu zależy na dobrym rozwiązaniu – fabryce na ciągłości produkcji w dobrym otoczeniu, a pracownikom na godnej pracy i płacy. Gotowość do takiego pośredniczenia w dialogu zgłosili już radni Natasza Szalaty i Tomasz Dzionek. Pomysł prezydenta spotkał się z przychylnością i w tej sprawie miało dojść do rozmów kuluarowych. Radni jednogłośnie przyjęli też apel wzywający do dialogu i wyrażający nadzieję na szybkie znalezienie porozumienia dobrego dla obu stron.