Ludzie z pasją
Żywa pracownia w centrum miasta. Będzie jak przed wiekami w Gnieźnie bywało!

Przez lata charakterystyczny kiosk z czerwonej cegły służył mieszkańcom Gniezna, ale tak jak inne mu podobne – stracił on w tych czasach swoje funkcje i znaczenie. Dziś – zdaje się – mały budyneczek dostał nową rolę i nową szansę, by pokazać – jak rzemiosło i zamiłowanie do pięknych przedmiotów silne były w dawnych miastach. Tutaj, w małym warsztaciku tworzone będą wyroby z miedzi, bursztynu czy czarnego dębu. Każdy z nich poniesie ze sobą indywidualny sznyt artysty je wykonującego.
Pytaliście nas, co kryje się za ponownym wykorzystaniem kiosku pocztowego, który znajduje się przy jednym z najczęściej uczęszczanych skrzyżowań w centrum miasta. Przez lata stał on pusty, ale od kilku dni, jakby miało do niego wrócić życie. Na jego witrynie, gdzie kiedyś były wystawione kolorowe magazyny prasowe, pojawiły się rysunki z symbolami Gniezna i rocznicy koronacyjnej. To był zwiastun, który tylko wzmógł ciekawość przechodniów. W końcu przechodząc ulicą dostrzegłem mężczyznę zdejmującego kratę ochronną z małego budyneczku. Więc spytałem go – co kryje się za tym ożywieniem kiosku. Pan Łukasz uśmiechnął się i zaprosił mnie do środka. Jak mówi – za jego pojawieniem się w tym miejscu, stoi po prostu pasja. Od lat tworzył dla siebie i swoich znajomych różne ozdoby rękodzielnicze, np. z czystej miedzi, poroża, dębu, bursztynu. Są to bransoletki, wisiorki, pierścionki, amulety… – Często budzę się w nocy z jakimś pomysłem i muszę natychmiast wstać, rozrysować to, by potem wykonać. Nie daje mi to spokoju – śmieje się nowy gospodarz miejsca. W domu ma małą pracownię, ale część pracy przeniesie teraz do kiosku i w sezonie będzie od rana do nocy pracować tuż przy poczcie. Jakby nawiązując do rzemieślniczych tradycji Gniezna, na oczach mieszkańców i turystów będzie on tworzył wyroby mające trochę magii, uroku i osobiste sznytu artysty i jego duszy. – A wszystko zaczęło się od obrączki w stylu wikingów, którą zrobiłem dla siebie. Spodobała się kumplowi, to i zrobiłem podobną jemu. Ale za nim zainteresował się taką kolejny – wspomina. Choć pan Łukasz z wykształcenia jest piekarzem, to imał się różnych zajęć. Niedawno pracował w jednym z zakładów przemysłowych w Gnieźnie, ale ten wyniósł stąd swoją produkcję. Do precyzyjnej pracy umiejętności natomiast zdobył w jednej z lokalnych firm jubilerskich, ale to miało miejsce prawie 1,5 dekady temu. Jednak nauka nie poszła w las. W decydującym momencie przydała się, a do tego doszły jeszcze geny. Jak się okazało niedawno, pradziadek rzemieślnika był kowalem i wraz z bratem wstąpili w Chicago do Armii Hallera. – Pradziadek zajmował się rękodziełem i być może coś z tych genów zaiskrzyło – uśmiecha się.
Wystawienie się ze swoimi wyrobami w centrum miasta, w tak ciekawym miejscu, jest dla pana Łukasza nieoczywiste. Do tej pory swoje wyroby prezentował znajomym i docierał do nowych kupców przez facebooka. – Broniłem się przed tym, by wyjść szerzej z tymi rękodziełami do ludzi, ale żona zachęciła, że skoro już zacząłem, to trzeba coś z tym zrobić – opowiada gospodarz. Jak przyznaje szczerze – nie wie czy to miejsce okaże się sukcesem. Sam nie wie czego się spodziewać, ale w końcu przez małe okienko patrzy na niego święty Wojciech z pomnika, a pod nosem przebiega turystyczny Trakt Królewski, to może nie będzie jednak źle. – Nawet jeden pan dziś mi podsunął pomysł. Że skoro mamy w Gnieźnie „Króliki”, to może i ja takiego z miedzi wykuję i postawię przy kiosku. Już zaczynam w głowie go tworzyć – pstryknął palcami na ten plan pan Łukasz. Ale pomysłów ma więcej. Gości będzie on witał w stroju średniowiecznym, jego pracę będzie można podglądać na miejscu, a także pojawi się szansa na wybicie swojej oryginalnej monety, która będzie sygnowana nazwą naszego miasta. Pojawią się tutaj także dyby czy topory, ale to będzie się rodzić sukcesywnie. Na razie powstaje tutaj mała pracownia, choć już dziś można przebierać w wyrobach spod ręki rzemieślnika. Mamy tu zatem zawieszki z kilkusetletniego czarnego dębu z bałtyckim bursztynem czy z naturalnym kamieniem. Można zamówić sobie i zaprojektować obrączki i bransolety z miedzi. Wszystko wykonane oczywiście na miejscu. Są i otwieracze do butelek z poroża oraz sygnałówki z kości wykonywane przez kolegę pana Łukasza. – To wszystko co oferuję, to jest kawałek mnie. Każdy wyrób jest przemyślany i muszę przyznać, że sprzedając go, trochę robi mi się żal. To tak, jakbym oddawał kawałek siebie. Tyle daje mi satysfakcji tworzenie tych rzeczy – wskazuje na całą gamę wyrobów. A jest to praca czasochłonna. Jak zdradza tajemnice swojego warsztatu rzemieślnik – niektóre wzory zajmują mu setki godzin pracy, co trwać może i tydzień lub dwa, ciężkiej pracy od rana do nocy. – Ale ja to kocham, ja to lubię i to jest silniejsze ode mnie – uśmiecha się gospodarz, który dodaje, że przez pracę rękodzielniczą próbuje zaciekawić też córki. Zresztą można też kupić bransoletkę wykonaną przez jedną z nich. – A może załapią tego bakcyla i pójdą w ten fach? – zastanawia się. Po chwili pogawędki poznajemy się lepiej. Rzemieślnikiem, który podjął się tego zadania jest Łukasz Hankiewicz. Do Gniezna przyciągnęła go jego żona 20 lat temu i z naszym miastem złączył się trwale, choć jego korzenie tkwią we Wrześni i okolicy. Teraz zaczyna nowy etap w swoim życiu. Swoją pasję szerzej przedstawia i oferuje ludziom, no i zaprasza by odwiedzić go ponownie i sprawdzić, jak sobie radzi za jakiś czas. Będzie to o tyle łatwe, że kiosk pocztowy znajduje się na ścieżce wielu wędrówek gnieźnian. Pozostaje nam trzymać kciuki za ambitny plan!