Przejdź do treści głównej

Strajk w Jeremias

Jeremias Gniezno: Strajk trwa. Do zakładu przyjechała ministra pracy, ale nie wpuszczono jej do protestujących

Piątek 6 czerwca był czwartym dniem protestu załogi gnieźnieńskiego zakładu Jeremias. Postulaty pracowników są niezmienne: podwyżka wynagrodzeń, wydłużenie przerw, zmniejszenie tempa pracy, skrócenie okresu rozliczeniowego i przywrócenie do pracy zwolnionych związkowców. Po tym, kiedy o strajku dowiedziała się cała Polska po publicznej dyskusji w sejmie, do Gniezna ponownie przyjechali przedstawiciele Lewicy w parlamencie. Jednak do protestujących nie zostali wpuszczeni. Spotkali się za to z przedstawicielami firmy.

Dziewczyny i chłopacy w środku trzymają się dzielnie – powiedział w czwartym dniu protestu Mariusz Piotrowski, zwolniony, a następnie przywrócony do pracy szef związku w zakładzie, który jednak od pracodawcy otrzymał zwolnienie z obowiązku świadczenia pracy. Otrzymuje on wynagrodzenie, ale do środka zakładu nie jest wpuszczany. Koordynuje on zatem strajk z ulicy. Jak mówi – do protestujących dołączają kolejni pracownicy, nawet z 45-letnim stażem pracy, jednak jak zauważa – warunki zapewnione protestującym przez zakład urągają wszelkim zasadom przyzwoitości. – Siedzą na oponach, bo nie mają gdzie siedzieć. Nie mają dostępu do bieżącej wodny pitnej. Jednej dziewczyny nie chcieli dziś wypuścić do toalety. O godzinie 13.30 zgłosiła ten fakt ochroniarzowi, ale spod klucza pozwolili jej wyjść po pół godziny. Argumentem miało być to, że mogłaby zobaczyć niestrajkujących pracowników. To jest dramat – przekazał szef strajku, ale podkreślił, że duch pracowników nie został złamany, a ta walka może zmienić coś dla wszystkich pracujących w tym kraju. Przed budynkiem zarządu zakładu pojawili się także przedstawiciele Lewicy: ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, senator Magdalena Biejat, posłanka Katarzyna Ueberhan oraz poseł Tadeusz Tomaszewski. Cała czwórka została wpuszczona do biurowca firmy, ale nie pozwolono im spotkać się ze strajkującymi.

Poseł Tomaszewski podzielił się refleksjami ze spotkania z przedstawicielami Jeremiasa. – Ministra powtórzyła, że pracownicy mają prawo do strajku zgodnie z procedurami, mają prawo się zrzeszać w związkach zawodowych, a my jesteśmy tutaj dlatego, że dostaliśmy informację, że ci, którzy strajkują, znajdują się w warunkach urągających ludzkim potrzebom – relacjonował poseł. Jak zauważył, na początku zasugerowano, że grupa parlamentarzystów będzie mogła się udać do protestujących, ale potem stwierdzono, że jednak nie. Informacje, które dotarły do nich, budzą jednak grozę. – Są ogrodzeni płotkami przez pracujących więźniów. Jedna z pań mówiła, że nie pozwolono jej pójść do toalety. Musiała czekać do godziny 14. Wcześniej nie było też wystarczającej ilości krzeseł – wyliczał T. Tomaszewski, który podkreśla, że z grupą parlamentarzystek są dalecy od eskalacji konfliktu. – Lepiej zamiast płacić miliony firmie doradczej prowadzącej sprawy prawne, usiąść z pracownikami i szukać tego porozumienia, skoro chcą go i pracujący i zarząd. Można się spotkać po środku – zauważył. – Jestem gorącym zwolennikiem dialogu, żeby iść w kierunku spełnienia postulatów, może nie wszystkich od razu, ale żeby zarazem nie „zaorać” firmy. Bo to ważny pracodawca – dodał. Jak po chwili przyznał poseł Tomaszewski, po rozmowach z osobami strajkującymi z poprzednich zmian, refleksje ma raczej niewesołe. – Godność człowieka ma określoną cenę. Oni czują się pracownikami drugiej kategorii. Jak im się teraz wyznacza teren, ogradza płotkiem miejsce, to budzi jak najgorsze skojarzenia. Ja tego argumentu nie używam, ale niestety, on się pojawia. Dotyczy on pracodawcy. To dodatkowo niepotrzebnie buduje napięcie. Podkreślam – jednym rozwiązaniem jest dialog.

Po tym, gdy parlamentarzystów nie wpuszczono do strajkujących w zakładzie, ci udali się po zaproszeniu przez innych pracowników pod płot od strony ulicy Wrzesińskiej. Z pewnej odległości, przez zieleń było można nawiązać z nimi kontakt. Grupa protestująca skandowała „dziękujemy”, „chodźcie do nas”, „chcemy Mariusza” – wołając przywódcę związku, który nie może wejść na zakład. – To poruszające – mówiła M. Biejat. Przybyli pracownicy relacjonowali, jak wygląda praca w firmie. – Młodzi są przerażeni gdy do nas przychodzą, jaki świat tutaj mamy. Co oni myślą, gdy widzą tych starszych pozamykanych jak króliki? – pytał retorycznie M. Piotrowski. Inni pracownicy wymieniali ograniczanie strajkującym dostępu do stołówki zakładowej czy izolowanie ich od pracującej załogi. – Nie wiemy dlaczego nas nie chcieli wpuścić do protestujących, skoro nie ma nic do ukrycia. Czego się boją? – pytały zgodnie parlamentarzystki.

Tagi